29 października Sąd Okręgowy w Poznaniu na posiedzeniu niejawnym z wniosku prokuratora rejonowego w Środzie oddalił apelację i zażalenie, jakie złożył pan Andrzej i jego pełnomocnik na zobowiązanie do opuszczenia mieszkania na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Mieszkaniec Boguszyna obawia się, że teraz już nic nie powstrzyma komornika. - Myślałem, że podczas rozprawy apelacyjnej będę mógł się wypowiedzieć, obronić i powiedzieć całą prawdę, ale sąd nawet mnie nie wezwał, a postanowienie wydał w trybie zaocznym - mówi mężczyzna.
O sprawie szeroko pisaliśmy w połowie 2019 roku. Dziś 67-letni pan Andrzej miał wówczas opuścić dom, którego jest współwłaścicielem, na mocy nieprawomocnego, ale wykonalnego postanowienia Sądu Rejonowego w Środzie. W 2016 roku mężczyzna został skazany za przemoc domową. Sąd nakazał mężczyźnie opuszczenie mieszkania, by chronić żonę pana Andrzeja. - Żona w naszym domu nie mieszka od trzech lat. A po incydencie w 2013 roku, do którego się przyznałem, choć wina nie leżała tylko po mojej stronie, zachowuję się wzorowo. Nigdy nie dopuściłem się żadnej przemocy fizycznej i psychicznej wobec małżonki - mówił nam wówczas pan Andrzej.
Ale sąd cywilny w Środzie, w którym od 2016 roku toczyła się sprawa poczynił inne ustalenia. - Według nich, po roku 2013 mężczyzna stosował i nadal stosuje przemoc wobec kobiety w rozumieniu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. To nie jest eksmisja, ale nakaz opuszczenia lokalu. Postanowienie sądu i klauzula wykonalności zostały zaskarżone przez stronę, ale nie zmienia to faktu, że orzeczenie powinno zostać wykonane natychmiast - wyjaśniała nam sprawę w 2019 roku prezes średzkiego Sądu Rejonowego Urszula Mroczkowska-Marciniak.
W wyroku z 18 stycznia 2016 roku możemy przeczytać, że oskarżony przez okres około 2,5 miesiąca w 2013 roku znęcał się psychicznie i fizycznie nad swoją żoną, wszczynał awantury domowe, w trakcie których wyzywał ją wulgarnymi słowami, szarpał, popychał, wielokrotnie groził pozbawieniem życia. Miał ją też zepchnąć ze schodów. Kobieta doznała drobnych obrażeń trwających do 7 dni. - Być może powiedziałem wtedy coś w nerwach. Natomiast szarpaliśmy się nawzajem. Tak było. Przyznałem się do winy, bo przez całe życie nie byłem karany, prowadziłem się wzorowo, nigdy nie zapłaciłem mandatu, nigdy z nikim nie miałem problemu, nie piłem alkoholu. Przyznałem się trochę dla świętego spokoju, aby sprawę mieć za sobą. Nie myślałem, że konsekwencje będę ponosić może nawet do końca życia - mówił mężczyzna „Gazecie Średzkiej".
Pan Andrzej został skazany na 20 godzin prac społecznych miesięcznie przez pół roku. Musiał też pokryć koszty sądowe oraz dostał zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość mniejszą niż 3 metry na okres roku bez jej zgody.
Już wtedy prokurator domagał się, aby mężczyzna opuścił mieszkanie na okres 3 lat. Ale sąd do tego wniosku nie przychylił się. Jednak po wyroku sądu karnego prokurator wystąpił do Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Środzie z wnioskiem o zobowiązanie mężczyzny do opuszczenia mieszkania w Boguszynie. Po trzech latach sąd przyznał rację prokuraturze i poszkodowanej. - Jest to postanowienie rażąco niesprawiedliwe, ponieważ nigdy od 2013 roku, od jednorazowego incydentu, do którego się przyznałem i poniosłem jego konsekwencje, nie było z mojej strony żadnej przemocy fizycznej ani psychicznej wobec żony, syna, czy kogokolwiek - mówił nam pan Andrzej.
Komornik już był gotowy do egzekucji postanowienia sądu w Środzie. Ale w ostatniej chwili, już po tym jak opisaliśmy sprawę, Sąd Rejonowy w Środzie zawiesił postanowienie o nakazie opuszczenia lokalu mieszkalnego przez mieszkańca Boguszyna. Oznacza to, że pan Andrzej nie musiał opuszczać domu, którego jest współwłaścicielem. Teraz sytuacja się zmienia, gdyż Sąd Okręgowy oddalił apelację i zażalenie pana Andrzeja.
- Nie wiem, do kogo mogę zwrócić się jeszcze o pomoc. Postanowienia sądu są niesprawiedliwe, a konsekwencje dla mnie nieodwracalne - mówi. Dodaje też, że byłby gotowy rozwieść się z żoną i sprzedać wspólnie dom, by każdy mógł żyć bez obciążeń. Ale sam domu nie chce opuszczać. I zrobi wszystko, aby pozostać w nim lub chociażby w pomieszczeniu gospodarczym...
Pan Andrzej od 1995 roku utrzymuje się z renty. Miał wypadek w pracy, jest inwalidą z drugą grupą. Dom jest współwłasnością jego i małżonki. Pan Andrzej mieszka w pokoju na najniższej kondygnacji. - Ja budowałem ten dom kosztem wielu wyrzeczeń i z pomocą brata. Nie rozumiem, dlaczego teraz mam go opuścić - mówił nam półtora roku temu.
Zdania nie zmienił do dzisiaj.
(kóz)