Zwierzę wydawało się być w doskonałej kondycji fizycznej. Myśliwy przywiózł dzika do badania mięsa. Lekarze badający dzika metodą wytrawiania wykryli włośnicę dużego stopnia. Jak powiedział „Gazecie Średzkiej" powiatowy lekarz weterynarii Dariusz Karczewski, próby zostały wysłane do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, gdzie posłużą jako materiał naukowy, zaś locha w całości trafiła do zakładu utylizacyjnego.
Włośnica jest ciężką chorobą pasożytniczą, którą powoduje włosień kręty. Do zarażenia człowieka dochodzi przez zjedzenie zarażonego mięsa. Larwy włośnia osiągają u człowieka dojrzałość w jelicie cienkim, samice rodzą żywe larwy, które drogą krwionośną trafiają do mięśni, gdzie ulegają otorbieniu (powstają cysty) i z czasem zwapnieniu - możemy przeczytać w Wikipedii. Choroba charakteryzuje się wysoką gorączką, bolesnością mięśni, bólami brzucha, biegunką i charakterystycznym dla ludzi obrzękiem. Choroba może być śmiertelna. Możliwe są także ciężkie powikłania: zapalenie mięśnia sercowego, zapalenie płuc, zapalenie mózgu.
Dlatego tak ważne jest, by mięso było badanie. Powiatowy lekarz weterynarii Dariusz Karczewski nie tylko przestrzega przed chorobą, ale także namawia do obligatoryjnego badanie na włośnicę. Metoda wytrawiania stosowana w laboratoriach przy zakładach mięsnych w Miąskowie i Solcu jest bardzo skuteczna, a w przypadku dzików w Wielkopolsce obligatoryjna. Skuteczność tej metody jest bez porównania większa niż zwykłe badanie mikroskopowe lub trichinoskopowe. Lekarze z tych zakładów przechodzą raz w roku testy biegłości.
To drugi przypadek wykrycia włośnicy w tym roku w laboratorium w Miąskowie. Jednak na terenie powiatu średzkiego już od trzech lat nie ustrzelono zwierzęcia, które byłoby chore na włośnicę. Badanie mięsa jest jednak konieczne, by nie narażać zdrowia i życia swojego, czy najbliższych...
(kóz)