Zbigniew Król - Kilka lat temu w gminie Środa mówiło się o budowie biogazowni, ale żaden z tych projektów nie został zrealizowany. Dlaczego?
Maciej Bandosz - Zajmowałem się trzema takimi projektami. Pierwszy o mocy 1 megawata, chyba najważniejszy dla gminy, miał powstać na terenie Gminnej Oczyszczalni Ścieków w Chwałkowie. Procedura utknęła tuż przed wydaniem prawomocnych warunków zabudowy. Dla gminy był to projekt ważny, gdyż do tej biogazowni miała trafiać także serwetka ze Średzkiej Spółdzielni Mleczarskiej "Jana".
Drugi projekt miał być realizowany przy ul. Niedziałkowskiego, naprzeciwko cukrowni. Biogazownia o mocy zainstalowanej 3 MW miała zaopatrywać cukrownię w 100 procent potrzebnej energii w czasie kampanii cukrowniczej, ale także poza nią. Trzecia biogazownia - o wartości 1,4 MW - miała powstać w okolicach Topoli i być związana z tamtejszą fermą krów. Ale, rzeczywiście, żadnej z nich nie udało się zrealizować.
Dlaczego?
Chcę zaznaczyć, że bardzo zainteresowana projektami była gmina Środa, która zapewne widziała w biogazowniach z jednej strony możliwość pozyskiwania pieniędzy z podatków, ale z drugiej strony zależało jej na rozwoju, innowacyjności, czy też po prostu na inwestycjach. Zresztą dwukrotnie jeździliśmy z władzami samorządowymi ze Środy, aby zobaczyć biogazownie w Niemczech. W tamtym czasie tego typu projekty były w Polsce czymś zupełnie nowym, a zainteresowanie budziły wszystkie elementy inwestycji, także kwestie samego funkcjonowania instalacji wytwarzającej biogaz.
Ale nie udało się głównie z powodów technicznych. Wszystkie trzy planowane biogazownie miały być wpięte w Główny Punkt Zasilania Kijewo. Każdy GPZ ma możliwość przyjęcia określonej wartości prądu. W Polsce linie są budowane na zasadzie lejka, czyli największa przepustowość jest w elektrowni, a potem jest coraz mniejsza, aż kurczy się do, powiedzmy, "włosa". Upraszczając, wtłoczenie energii z biogazowni, czy też turbiny wiatrowej nie jest w tej sytuacji proste, bo GPZ ma określoną moc przyjęcia energii ze źródła.
W przypadku biogazowni, które miały powstać w gminie Środa kilka lat temu, żadna z nich nie uzyskała pozytywnej decyzji ENEA, gdyż całą moc, którą można było wtłoczyć do sieci, zabrały wiatraki stojące w Brodowie i Chwałkowie. Pomysł upadł, choć nie było problemów administracyjnych, społecznych, właścicielskich, czy też braku źródła finansowania.
Nie mieliście żadnych protestów społecznych?
W tym momencie nie. Liczyliśmy się z sytuacją, w której mogą one wystąpić, ale wtedy ich nie było. Biogazownie były ciekawą formą, gdyż nie tylko miały produkować energię elektryczną, ale także energię cieplną. Tą ostatnią byłoby można ogrzać szkołę, basen, czy niewielkie osiedle mieszkaniowe. Dla mieszkańców byłoby to atrakcyjne, gdyż ciepło pochodzące z biogazowni jest dostępne przez cały rok i zgodnie z normami unijnymi jest obowiązek zagospodarowania takiego ciepła, za co właściciel biogazowni otrzymuje specjalny bonus finansowy. Niestety, nawet w przypadku energii cieplnej z przyczyn technicznych nie było możliwości wpięcia się do miejskiej magistrali ciepłowniczej.
Temat biogazowni jest na dzisiaj zamknięty?
Myślę, że tak. Pfeifer und Langen, który jest właścicielem cukrowni w Środzie, swój projekt biogazowni zrealizował w Glinojecku, gdzie ma jeszcze większą cukrownię. Tam nie było problemów technicznych, aby wpiąć się do sieci. Ale najważniejszą sprawą jest to, że tamtejsza biogazownia realizuje potrzeby energetyczne cukrowni.
A co z fotowoltaiką?
Każde źródło energii ma swoją sprawność, czyli określenie ile i w jakim czasie jest w stanie wytworzyć energii. Biogazownia pracuje około 8 tys. godzin rocznie (rok ma 8.760 godzin). Turbiny wiatrowe pracują około 3,3 tys. godzin. Oznacza to, że wiatrak o mocy 2,5 MW i biogazownia o mocy 1 MW wytwarzają w ciągu roku podobną ilość energii. Nie chcę się wypowiadać na temat fotowoltaiki, która ma swoje źródło w panelach lokalizowanych na dachach domów. To naprawdę niewielkie wartości, które produkują energię na potrzeby gospodarstw domowych, a do sieci oddają niewielkie wartości. Teraz firmy energetyczne szukają lokalizacji pod fermy fotowoltaiczne o powierzchni około 2 hektarów, gdzie będą powstawały fermy fotowoltaiczne z mocą zainstalowaną do 1MW.
W gminie Środa, a także w gminie Dominowo, wielu ludzi protestuje przeciwko budowie turbin wiatrowych, a za chwilę ustawa przygotowywana przez Prawo i Sprawiedliwość spowoduje, że w praktyce wiatraki przestaną powstawać. Dlaczego tak się dzieje?
Moim zdaniem, dopóki nikt nie zastanawiał się nad korzyściami finansowymi, jakie po postawieniu turbiny wiatrowej ma właściciel pola, nie było wielkich problemów. Ale potem okazało się, że taki właściciel za wydzierżawienie naprawdę mikroskopijnej części działki otrzymuje 8 tys. zł rocznie na okres 28 lat, a do tego dochodzą znaczące bonusy, czyli procent od wytwarzanej energii, co może sięgać kolejnych nawet 25 tys. zł. I to tylko za to, że właściciel pola zobowiązuje się do udostępnienia strefy technicznej, gdyby coś się zepsuło. Rolnik może dalej obsiewać w tym miejscu pole, a godzi się na potencjalne straty.
To może brutalnie brzmi, ale kiedy sąsiedzi dowiadywali się o tych kwotach, zaczęli mówić o problemach. Wcześniej tego nie było.
Jaka jest przyszłość OZE w Polsce? Przecież mówi się, że grozi nam katastrofa energetyczna...
Niestety, nawet jak już są projekty, to potem nie są realizowane. Bank Ochrony Środowiska ma na przykład gotowy projekt dofinansowania budowy domów, których cała elewacja, łącznie z dachem, będzie czymś w rodzaju panelu słonecznego, nastawionego na pozyskiwanie energii. Były wicepremier Pawlak chciał budowy w Polsce 2 tys. biogazowni, aby w każdej gminie istniała taka instalacja. Rozwiązany byłby problem przeterminowanej żywności, organicznych odpadów poprodukcyjnych, a także wszelkich opadów zielonych. Nic z tych rzeczy nie ruszyło.
Tymczasem w Niemczech w ostatnim czasie liczba biogazowni skoczyła z 3 do 9 tys., rozwijają się fermy wiatrowej i fotowoltaiczne. Ale tam przedsiębiorca nie ma problemów, aby włączyć się do sieci energetycznej, a państwo gwarantuje mu stabilność ceny energii na 15 lat.
Czym teraz pan się zajmuje?
Jestem szefem projektu zajmującego się rekultywacją terenów po odkrywkach węgla brunatnego. Chodzi o przywracanie gruntów do prawidłowej praktyki rolniczej, by w przyszłości można było na nich znów sadzić rośliny pod potrzeby energetyczne. To długotrwały proces realizowany pod nadzorem wybitnych ludzi nauki, wykładowców najlepszych szkół w Polsce.
Problemów jest mnóstwo. Na tych gruntach została zaburzona całkowicie gospodarka wodna, ziemia jest wyjałowiona, występuje duża mozaikowatość, trzeba jej przywrócić właściwe pH. Pracujemy na areale o powierzchni 512 hektarów. Mamy nadzieję na dobre i w miarę szybkie pozytywne wyniki naszej pracy.