Od przegranych przez pana wyborów na burmistrza Środy minie niedługo półtora roku. Jak, po 16 latach intensywnej samorządowej pracy, przeżył pan ostatnie miesiące?
To nie był dla mnie łatwy czas, zwłaszcza ostatni rok. Przez 16 lat żyłem bardzo intensywnie, sprawowanie zaszczytnej i twórczej funkcji burmistrza całkowicie mnie pochłonęło. Bardzo się zaangażowałem w sprawy miasta i ludzi. I nagle doszło do przerwania tego procesu. Po przegranych wyborach w pewnym sensie nie miałem czym wypełnić mojego życia, czułem, że coś jest nie tak, jak było do tej pory. To jest tak, jak ktoś przechodzi na emeryturę, w stan spoczynku i nie do końca wie, co dalej ze sobą robić. Ja też przez wiele miesięcy czułem, że brakuje mi impulsu do działania, do życia.

Szukał pan dla siebie nowego miejsca?
Biuro księgowo - podatkowe, które prowadziłem zanim zostałem burmistrzem, bardzo dobrze prowadzi moja żona. Nie jestem tam jakby potrzebny. Niespecjalnie wiedziałem, czym miałbym się zajmować. Czułem się wyeksploatowany i niepotrzebny. Nie byłem w najlepszej formie.

Po wyborach słyszałem od kilku przedsiębiorców, że Ziętkowski pomagał przedsiębiorcom, więc przedsiębiorcy zaproponują mu pracę. Były propozycje?
Nie było takich propozycji i wcale takich nie oczekiwałem. Jeśli chodzi o pomaganie, to myślę, że robiłem swoje jak najlepiej potrafiłem. Zresztą były burmistrz jest ograniczony ustawowym zakazem zawierania umów o pracę z firmami, dla których wydawał decyzje. Ale trzeba też zdawać sobie sprawę, że trudno przełożyć umiejętności i zdolności burmistrza na konkretną firmę. Ale to normalne procesy i też ciekawe doświadczenie być takim trochę wyautowanym zresztą na "własną prośbę" i dlatego nie skarżę się.
Z drugiej strony osoba, która podejmuje się kandydowania i obejmuje funkcję w samorządzie, musi mieć w tyle głowy, że burmistrzowanie przemija nie jest wieczne. Dziś, po zmianach w prawie, burmistrzem można być dwie kadencje, czyli 10 lat, uważam, że to niekorzystne rozwiązanie. Wiele osób nie zdecyduje się kandydować, a poza tym warto mieć świadomość, że wdrażanie w samorząd trwa długo. Aby być dobrym burmistrzem, który będzie naprawdę znał się na swojej gminie i tej wymagającej pracy potrzeba często wielu lat.

Czy czas po wyborach był dla pana także czasem weryfikacji przyjaźni?
Na szczęście nie. Mam bardzo dobre sympatyczne relacje z wieloma osobami, odnoszę wrażenie, że często nawet lepsze niż wówczas, gdy byłem burmistrzem. Są to relacje pozbawione wcześniejszego wątku, że jestem osobą, która coś może załatwić, zdecydować. Czyli są to obecnie relacje człowieka z człowiekiem. Po prostu fajnie.

Czym zatem zajmuje się obecnie Wojciech Ziętkowski?
Od niedawna zajmuję się pośrednictwem w zatrudnianiu pracowników. Oprócz tego staram się poszukiwać firm, które poszukują doradztwa prawnego i ekonomicznego. Nie zajmuję się samym doradztwem, jedynie kojarzę potencjalnych partnerów. Poza tym współpracuję z firmą specjalizującą się w optymalizacji energetycznej w firmach, które zużywają dużo energii i chcą to zmienić.
Jest jeszcze wątek polityczny, bo udzielam się mocniej w Konfederacji, w jej skrzydle wolnościowym, czyli Korwinowskim. Nawet zaliczyłem dwa dość udane starty w wyborach w ubiegłym roku. Dziękuję bardzo za oddane na mnie głosy. Kilka miesięcy temu miałem nawet propozycję od Janusza Korwin Mikkego, aby zostać szefem partii Wolność na Wielkopolskę, ale to był dla mnie trudny czas i nie czułem się na siłach. Czuję się teraz dużo lepiej, wzrasta we mnie siła i energia, wszystko powoli zmierza w dobrym kierunku. Jak człowiek przeżywa problemy, pewne rzeczy trzeba przewartościować i doświadczać i dalej się rozwijać. Jak pisał Friedrich Nietzsche „To, co cię nie zabije, to cię wzmocni".

Ludzie podchodzą czasami do pana i wyrażają żal, że nie jest pan burmistrzem?
Może nie wypada mi o tym mówić. Ale powiem, że spotykam się z wieloma wyrazami sympatii, co mnie bardzo wzmacnia, mobilizuje i zachęca do działania. Doświadczam tego także od osób, które nigdy wcześniej tego nie robiły. Wydaje mi się, że ludzie pamiętają, że byłem burmistrzem zdecydowanie bardziej na tak, niż na nie.

A głosy krytyczne? Także się pojawiają, kiedy idzie pan ulicą?
Szczególnie było tak zaraz po wyborach, jeszcze po fali kampanijnego hejtu. Jak ktoś rozedrze poduszkę i wiatr rozwieje pierze, to tego pierza nie do się już pozbierać w całości. Choć nie lubię krytyki, bo któż ją lubi, nie boję się jej. Potrzebna jest sprawiedliwa ocena, by osoba sprawująca władzę miała świadomość, że czasami popełnia błędy, rozmija się z oczekiwaniami.
Potrafię zrozumieć, że były przesłanki, aby ludzie powiedzieli: „Dziękujemy, panie Ziętkowski. Pana misja dobiegła końca". Przyszedł czas zmęczenia materiału, może też już nie byłem czasami w szczycie swoich zdolności i możliwości, ludzie chcieli zmiany. Może też pojawiały się zdarzenia, które przykryły ogrom bardzo dobrych rzeczy. Pewnie czasami były to sprawy personalne, nie zawsze ponosiłem za nie odpowiedzialność, ale odpowiedzialność spada na mnie.
Zapewne w części krytyka była słuszna. Ale, niestety, było tam też bardzo wiele kłamliwych, niesprawiedliwych insynuacji, pomówień naruszających dobra osobiste moje i mojej rodziny. Gniewało mnie to, ale staram się to zastawiać, wybaczyłem. Jeśli komuś ulżyło, że pisał na mnie paszkwile, cóż mogę powiedzieć. Nie chcę do tego już wracać. Życie biegnie dalej.

Przegrał pan wybory na burmistrza, ale został radnym miejskim. Dlaczego nie chodzi pan na sesje?
Byłem tylko na dwóch pierwszych posiedzeniach Rady Miejskiej. Ale naprawdę przez te miesiące czułem się bardzo źle. Byłem też bardzo bliski złożenia mandatu, powiedzenia że nie mam już nic do zaoferowania mieszkańcom. W końcu samorządowcem jestem już ponad 20 lat.
Ale ostatnio czuję się zdecydowanie lepiej, dostaję też wiele impulsów ze strony innych osób, abym pomyślał o przyszłości samorządowej. Wracam więc do pracy w Radzie Miejskiej. Chciałem być już na ostatniej sesji, ale miałem już wcześniej umówiony wyjazd.

Chce pan być recenzentem, krytykiem, doradcą?
Recenzentem? Krytykiem? Nie moja rola. Bez wątpienia chciałbym być raczej doradcą, mam doświadczenie i wiedzę i jeśli moje zdanie będzie dla burmistrza ważne, a dla mieszkańców pożyteczne. To miasto to moja miłość, uwielbiam tutaj wracać, działa na mnie jego zapach, brzmienie, wygląd i oczywiście wspaniali średzianie. Zależy mi, aby Środa dalej się prężnie rozwijała.

Po wyborach od pana konkurentów nie padały zarzuty dotyczące rozwoju miasta. Były inne, przede wszystkim zarzut dotyczący ogromnego zadłużenia. Miasto jest zadłużone na około 80 mln zł, spółki gminne na kolejnych kilkanaście. Jak pan to skomentuje?
Miałem pełną świadomość, że na dwa - trzy lata w gminie musi nastąpić hamowanie. Ale pamiętajmy, że w okresie mojego urzędowania na inwestycje przeznaczyliśmy prawie 300 mln zł. Czyli nawet przy 80 mln zł długu była to ogromna kwota. Najważniejsze, że tych pieniędzy nie przejedliśmy. Bodajże w 2012 roku budżet Środy wynosił 80 mln zł, a dziś to około 170 mln zł. Ogromny wzrost budżetu sprawił, że nigdy u nas nie było problemu z wydatkami bieżącymi i obsługą zadłużenia.
Pytanie brzmi, czy nie podejmując niektórych zadań, na przykład nie budując nowej drogi, odcinka kanalizacji, nie modernizując przedszkola, nie budując stadionu nie narażamy mieszkańców gminy na dużo większe koszty społeczne. Moim zdaniem, tak właśnie by było, dlatego podejmowaliśmy często trudne, ale konieczne decyzje. W efekcie do miasta przyciągnęliśmy wielu nowych inwestorów i wielu nowych mieszkańców. Stworzyliśmy instrumenty, które wygenerowały dodatkowe dochody. Gmina Środa, choć zdecydowanie mniejsza niż sąsiednie gminy Września, Śrem i Jarocin, ma budżet na ich poziomie. A czy poza Środą gminy te nie mają zadłużenia? Mają i to często bardzo wysokie.
Jako burmistrz nie raz podejmowałem trudne i kontrowersyjne decyzje, jak na przykład w sprawie przedszkoli. Okazało się, że była to słuszna decyzja, bo do dziś każde dziecko w gminie może chodzić do ulubionego przedszkola. W Środzie stworzyliśmy warunki, że warto tutaj żyć, pracować uczyć się działać, czego najlepszym dowodem jest ogromna aktywność mieszkańców, którzy zakładają stowarzyszenia, kluby, sami z siebie proponują wiele inicjatyw.
Nie jest problemem samo zadłużenie, lecz Wieloletnia Prognoza Finansowa. Ale w porządku, przyjmuję krytykę.

Wiedział pan, że będzie wyhamowanie, a podjęliście się w jednym czasie tak poważnych inwestycji jak chociażby budowa stadionu, bazy komunalki, czy też współuczestnictwo w wielkich inwestycjach powiatowych. Czy gmina jednak nie przeinwestowała?
Rzeczywiście, gmina zaczęła bardzo mocno współpracować z powiatem, bo powiat średzki zawsze miał duże potrzeby, a małe możliwości. Ale dzięki temu udało się wiele rzeczy zrobić. Ogromne środki zainwestowaliśmy w szpital. Może ludzie tego nie doceniają, bo wszystkim wydaje się, że szpital trwałby dalej. A przecież jego przyszłość wisiała na włosku. Gdyby nie wielkie inwestycje, może dług byłby mniejszy, ale ludzie musieliby jeździć gdzie indziej się leczyć.
Podobnie rzecz wygląda z wyremontowanymi drogami powiatowymi, bezpłatną komunikacją, nowym Wydziałem Komunikacji. To wszystko i wiele innych rzeczy było kosztowne, ale konieczne.
Oczywiście, na dzisiejszy sposób zarządzania, to można powiedzieć, że przeinwestowaliśmy. Na to, co my robiliśmy, to nie. Uważam, że bylibyśmy w stanie spokojnie przeprowadzić cały proces związany z obsługą zadłużenia i dalszego rozwijania gminy i powiatu. Do tego trzeba jednak dużej wiedzy, umiejętności i doświadczenia, które posiadaliśmy.
Można dziś krytykować byłego starostę Marcina Bednarza, ale trzeba mu oddać, że miał szczególną zdolność do przyciągania inwestorów i daleko idących pomysłów i ich konsekwentnej realizacji. Obecnie na pewno tego brakuje, że obecny starosta raczej zajmuje się administrowaniem niż aktywnym zarządzaniem i kreowaniem.

Pokusi się pan o zrecenzowanie półtora roku nowej kadencji samorządu już bez pana w roli burmistrza?
Wolałbym tego nie robić, ale moim zdaniem brakuje wizji i odwagi w podejmowaniu decyzji Przynajmniej ja tak to widzę. Może to wynika z braku doświadczenia burmistrza, choć przecież w samorządzie działał on już od wielu lat. Z kolei starosta ma przecież doświadczenie, bo był moim zastępcą przez osiem lat. Mieszkańcy, niestety, odczuwają ten brak dynamiki i decyzyjności, dlatego moja ocena na dziś wychodzi bardzo średnio. Ale może potrzeba trochę więcej czasu.

Gdzie pan widzi swoje miejsce za cztery lata? Przymierza się pan do kandydowania na burmistrza?
To już jest pytanie bardziej do średzian, bo to oni zadecydują, kto będzie burmistrzem. Jeszcze jest dużo czasu do wyborów. Trzeba mieć świadomość swoich możliwości. Nie ma nic gorszego, niż wracać na siłę. Można powiedzieć, że wyszedłem z rzeki, a woda popłynęła dalej, ja się z nią nie zabrałem. Za cztery lata będzie to w pewnym sensie zupełnie inne miasto. I na razie nie wiem, czy będzie zapotrzebowanie na powtórkę z Ziętkowskiego.
Oczywiście, ciągle mam wiele pomysłów. W Środzie mówi się o wschodniej obwodnicy, która stanęła w realizacji, a ja już miałem rozrysowaną północą obwodnicę. Wyobrażam sobie miasto, w którym mamy w przyszłości prezydenta, czyli ponad 50-tysięczne. Ale oczywiście nie jest to najistotniejsze, bo bogactwem każdej ziemi są mieszkańcy, którzy budują miasto swoim zaangażowaniem, twórczością, relacjami, aktywnością. Miasto, w którym chce się żyć, pracować, mieszkać i bawić, czyli nasze miejsce na Ziemi.