Nauczyciel anglista
Urodził się w niespełna 80-tysięcznej miejscowości Swida (As-Suwajda), a studiował na Uniwersytecie w Damaszku. Ukończył anglistykę, jest nauczycielem. Pracował w liceach w Damaszku i rodzinnej Swidzie. W tej ostatniej miejscowości mieszka jego mama, a także rodzeństwo z rodzinami. Jeden z braci jest nauczycielem, a pracuje w Departamencie Edukacji. Drugi jest budowlańcem, ale teraz w czasie wojny, trudno o pracę w tym sektorze. Jedna z sióstr także jest nauczycielką, ale nie ma szans na pracę. Druga nie pracuje.
- Życie w Syrii jest bardzo ciężkie. Jest wojna, wszystko bardzo dużo kosztuje. Wiele razy więcej niż przed wybuchem wojny - mówi Eihab.
W Syrii nauka języka angielskiego jest powszechna. Zaczyna się już w przedszkolu, a potem towarzyszy ludziom aż do studiów. Kiedy w ostatnich miesiącach telewizje pokazywały syryjskich uchodźców, to pytani przez dziennikarzy swobodnie odpowiadali po angielsku.


Przyjechał na chwilę
Eihab przyjechał do Polski trzy lata temu. Uciekał przed wojną. W Syrii sytuacja była coraz gorsza. Eihab pomyślał, że wyjedzie na jakiś czas, może na dwa - trzy miesiące i wróci, kiedy się wszystko uspokoi. Wizę dostał zresztą na 6 miesięcy... Potem okazało się, że na powrót nie na razie szans.
W Polsce od 1979 roku mieszka jego wuj, który trafił do naszego kraju, aby studiować medycynę. Ukończył Akademię Medyczną w Poznaniu. Od lat pracuje w szpitalu w Jarocinie, a także w przychodni w Żerkowie. To wuj zaproponował mi, aby przyjechał do Polski. Eihab przez rok mieszkał w domu wuja, potem znalazł samodzielne mieszkanie.
- Pierwszy rok był dla mnie bardzo trudny. Nie znałem języka, nie miałem pracy. Poza tym nigdy wcześniej daleko nie wyjeżdżałem. Byłem tylko w Emiratach Arabskich, a tutaj kraj o zupełnie innej kulturze - opowiada.
Mimo że Eihab jest nauczycielem języka angielskiego przez długi czas nie miał szansy na pracę. Wszystko przez nieznajomość języka polskiego. Owszem, znajdował oferty zatrudnienia dla anglisty, ale zawsze potrzebna była znajomość polskiego.
Lepiej zaczęło być w ubiegłym roku. Pracował już dwa razy w tygodniu w Jarocinie, w Środzie, ale także w Poznaniu. Prowadził m.in. kursy finansowane ze środków europejskich dla policjantów w średzkiej i jarocińskiej komendzie. Dostał pracę w Centrum Edukacji Językowej w Środzie przy ul. Poselskiej. Teraz do średzkiej szkoły przyjeżdża regularnie, lekcje ma w siedzibie szkoły, ale także w jednym z zakładów pracy. Uczy też arabskiego w Jarocinie.


Coś się zmieniło
Języka polskiego uczył się sam. Prowadził swoje zeszyty, zapisywał potrzebne zdania i zwroty. Polski był dla niego bardzo trudny. Miał jednak motywację. Chciał pracować, a bez znajomości języka było to niemożliwe. Poza tym lubi ludzi i chciał wiedzieć, co mówią jego nowi polscy znajomi.
Dziś Eihab rozmawia w naszym języku, pięknie wymawia końcówki, mówi poprawnie. Tylko prosi, aby mówić do niego wolniej. Wtedy spokojnie rozumie, co się do niego mówi.
Od początku dużo przebywał wśród ludzi. Dużo pytał, rozmawiał. - Polacy są bardzo miłymi, otwartymi ludźmi. Choć było mi ciężko, bo tęskniłem za rodziną i miałem kłopot z pracą, to czułem się naprawdę dobrze - mówi.
Ale kilka miesięcy temu sytuacja zaczęła się zmieniać. Do Europy zaczęły przyjeżdżać setki tysięcy uchodźców z Syrii, a w mediach, w internecie zaczęły się ukazywać artykuły pełne obaw przed przybyszami z kraju ogarniętego wojną. Często były to artykuły bardzo niesprawiedliwe, fałszywe. - Bardzo bolało mnie, jak czytałem niepochlebne artykuły o moich rodakach, którzy przecież uciekali do Europy, bo chcieli żyć - opowiada Eihab.
Osobiście nic złego w Polsce go nie spotkało. Nikt nie powiedział mu złego słowa. Ale tak jak kilka miesięcy temu nabierał pewności, że Polska to jego kraj, w którym może zostać na zawsze, tak potem zaczął nabierać wątpliwości. - W końcu, jak nie będą mnie tutaj chcieli, to wyjadę. Pewnie wrócę do Syrii, nawet jak miałbym tam umrzeć - opowiada.


Jesteśmy podobni
Eihab mówi, że poza różnicami kulturowymi Polacy i Syryjczycy są bardzo podobnymi ludźmi. Mili, serdeczni, gotowi do pomocy, uprzejmi. Kilka lat temu, kiedy toczyła się wojna iracko - irańska w Syrii schroniło się 2 mln Irakijczyków, którzy uciekali przed wojną. Podobnie było podczas konfliktu izraelsko - libańskiego, kiedy do Syrii przyjechało 50 - 100 tys. Libańczyków. 100 lat temu, podczas masakry Ormian, to właśnie Syria stała się schronieniem dla ocalałych... Ale przecież w Syrii chronili się także Polacy.
- Zawsze przyjmowaliśmy uchodźców i traktowaliśmy ich, jako ludzi potrzebujących pomocy. Nie pytaliśmy skąd są. Ważne było, że trzeba im pomóc. Tym bardziej boli mnie teraz, że nie chce się nas i mówi, jak o terrorystach - mówi Eihab.
Nie lubi kiełbasy
Kiedy pytam Eihaba o polskie jedzenie odpowiada bez wahania: - Nie lubię kiełbasy - śmieje się. Ale za to pierogi, zwłaszcza z serem i wołowiną smakują mu bardzo. Lubi też dania z drobiu, kotlet z piersi kurczaka, choć generalnie mięsa nie je zbyt wiele. Sam lubi gotować, na przykład bób z czosnkiem i cebulą, który jest bardzo popularny w Syrii.
Polski nie zna jeszcze zbyt dobrze. Bywał w Bydgoszczy, był w Częstochowie, w Gdańsku. Wiele do zwiedzania przed nim.
Czego mu brakuje? Przede wszystkim rodziny, przyjaciół. Choć w Polsce poznał wielu ludzi, z niektórymi zaprzyjaźnił się, to jednak tęskni za rodziną.
Pogoda w Polsce i Syrii jest dość podobna. W Syrii też czasami spadnie śnieg. Choć mrozów takich jak w Polsce już nie ma.


Jedno marzenie
Eihab nie wyznaje islamu. Jest druzem. To religia, która czerpie z chrześcijaństwa i islamu. Najwięcej druzów syryjskich mieszka obecnie właśnie w rejonie Swidy. W czasie wojny nie mają łatwego życia.
- Mam tylko jedno marzenie. Nie pragnę niczego dla siebie, nie chcę pieniędzy, nie chcę sobie nic kupić. Modlę się jedynie, aby skończyła się ta brzydka wojna, modlę się o pokój w moim kraju - mówi Eihab, a mnie się wydaje, że napływają mu łzy do oczu.
Z Syrii uciekło 3 - 5 mln ludzi. Wielu z nich uciekło do Europy. - Rozumiem, że to ogromny problem, że ludzie w Europie się boją o pracę, o bezpieczeństwo i nie wiedzą co z tym zrobić. Ale my nie uciekamy z Syrii, bo nie kochamy swojego kraju, bo chcemy zostawić naszych najbliższych, rodziny, dobytek. Chcemy przeżyć. Czy to źle? - pyta Eihab.
Zbigniew Król