Chłód i deszcz nie przeszkodziły dużej grupie osób przyjść w poniedziałek na główny plac miasta. Niektóre kobiety przyniosły wieszaki, które symbolizują najprostsze, najstraszniejsze narzędzie, którym "w podziemiu" dokonuje się aborcji. Przedmiot ten stał się już symbolem walki przeciwników zaostrzenia prawa aborcyjnego.
Na średzki protest kobiety przyniosły również transparenty: "Nie będziemy cicho. W tej ustawie jest bezprawie", "Moje ciało - moja sprawa", "Dzieci z miłości i wyboru, a nie gwałtu i terroru!".
Czarny Protest w Środzie był akcją zorganizowaną spontanicznie. Kobiety skrzyknęły się głównie na Facebooku. Hasło do spotkania się w średzkim proteście dała Joanna Jakubowska - Piechocka. - Dlaczego ja? Bo nie boję się - powiedziała "Średzkiej". W organizację włączyło się także kilka innych pań. Wiele z nich nie znało się do tej pory, po raz pierwszy spotkały się na Starym Rynku.
- Nie walczymy o aborcję, chodzi o przyszłość naszą i naszych dzieci. Projekt ustawy złożonej w sejmie chce odebrać kobietom trzy bardzo ważne punkty, w których kobieta powinna mieć prawo wyboru, tak jak jest to obecnie. Chcą nas tego prawa pozbawić - mówiła inicjatorka akcji Joanna Jakubowska - Piechocka. Przypomniała, że projekt ma zakazać aborcji, kiedy jest ona wynikiem gwałtu, zagrożone jest życie kobiety, czy też płód jest poważnie uszkodzony.
Inicjatorka akcji namawiała przede wszystkim do tego, by czytać projekt ustawy, by kobiety miały świadomość tego, co się dzieje. Dlatego też panie rozdały kilkadziesiąt egzemplarzy projektu ustawy. Zachęcały też do wysyłania listów sprzeciwu wobec nowelizacji ustawy do prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
- Dzisiaj walka się zaczyna i wierzę, że ją wygramy, nie pozwólmy, aby państwo odebrało nam nasze prawa - mówiła Joanna Jakubowska - Piechocka, a zebrani na Starym Rynku bili brawo.
-Stop fanatykom! - zaczął ktoś skandować, a 150-osobowa grupa powtórzyła hasło. - Panowie w sejmie chcą dać nam wybór: więzienie albo śmierć - mówiła uczestniczka protestu. - Jesteśmy kobietami i chcemy żyć godnie.
Inicjatorki średzkiej akcji zachęcały, aby nie bać się rozmawiać, mówić o swoich uczuciach i wątpliwościach. - Wiele osób nie wie, o co chodzi, a media rządowe przekłamują fakty - mówiła jedna z pań. - Politycy uważają nas za bezrozumne i nieczułe osoby i zarzucają nam, że chcemy traktować aborcję, jak tabletkę na ból głowy. A przecież to manipulacja.
- Każda z nas chce mieć dzieci, nie jesteśmy za aborcją, ale pragniemy mieć prawo wyboru. Jesteśmy tutaj jako kobiety, jako matki i żony, musimy wiedzieć, co jest dla nas ważne - mówiła Joanna Jakubowska - Piechocka.
Już po proteście jego uczestniczka Anna Muszyńska mówiła, że jest bardzo zadowolona, bo mimo fatalnej pogody przyszło tak wiele osób. - Nie należę do żadnej partii ani organizacji. Ale chce się nas zmusić do męczeństwa i musimy w tej sprawie protestować. Nie chcemy w Polsce kolejnego Salwadoru - mówiła.
Przypomnijmy, że projekt ustawy zakazującej aborcji to projekt obywatelski, pod którym podpisało się ponad 450 tys. osób. Zbiórkę podpisów zorganizował komitet "Stop aborcji". Projekt został złożony w sejmie, a sejm, głównie głosami posłów PiS, skierował dokument do prac w komisjach. Pierwsze czytanie projektu powinno odbyć się w ciągu najbliższych trzech miesięcy.
Projekt zakłada, że za spowodowanie śmierci dziecka poczętego grozi kara więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, mogą grozić mu 3 lata więzienia. Jeśli to matka działała nieumyślnie, nie spotkają ją za to konsekwencje. Kary nie poniesie także lekarz w sytuacji, gdy śmierć dziecka jest następstwem ratowania życia matki.
Obecnie aborcji można dokonywać legalnie, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Aborcji można dokonać także wtedy, gdy ciąża powstała w wyniku gwałtu. Projekt ustawy złożonej w sejmie odbiera te możliwości.
(kóz)