Hala sportowo - widowiskowa w Zespole Szkół Rolniczych tradycyjnie wypełniła się po brzegi. Na publiczność czekało 2 tysiące żółto-granatowych balonów, słodkie upominki, scena z nowymi orkiestrowymi proporcami i naprawdę dobra muzyczna uczta. W czasie koncertu orkiestra zagrała sporo premierowych utworów, nie tylko z repertuaru klasycznego czy muzyki rozrywkowej. Posłuchać można było utworu poznańskiego kompozytora Leona Landowskiego. Były też wielkie przeboje - np. Tiny Turner - ale te przy akompaniamencie orkiestry zaśpiewała Julia Mróz - wychowanka kapelmistrza, grająca na klarnecie wokalistka, uczestniczka kilku telewizyjnych programów talent show, właścicielka potężnego głosu. Z równym entuzjazmem oklaskiwano średzkiego solistę Dariusza Kozaka, który znakomicie zaprezentował się w repertuarze Andrzeja Zauchy. Swoją interpretacją „Czarnego Alibaby" podbił serca wszystkich pań na widowni.
Kapelmistrz Konrad Borycki niewiele mówił podczas koncertu - postanowił ograniczyć się do dyrygowania orkiestrą. Wielkich przemów nie było. Tradycją jest to, że na koncercie w szeregach orkiestry witani są nowi muzycy, W tym roku historia zatoczyła koło - po raz pierwszy wystąpił grający na klarnecie Janek Zalesiński, wnuk współzałożyciela orkiestry Jana Zalesińskiego. Po raz pierwszy wystąpił również w sekcji perkusyjnej, z krótką solówką w jednym z utworów, Piotr Bylebył. Jego brat bliźniak Paweł gra od kilka lat w orkiestrze na saksofonie. W czasie koncertu była okazja do posłuchania kilku świetnie zagranych solówek w wykonaniu Marka Marciniaka, Macieja Rauhuta i Huberta Rozmiarka.
Pięknie prezentowały się mażoretki z grup prowadzonych przez Angelikę Michalak. Był też czas na wyróżnienie osób, które od samego początku grają na tych koncertach. Różę po krótkim podziękowaniu wygłoszonym przez mikrofon błyskawicznie na trybuny do swojej żony zaniósł werblista Zenon Wiśniewski. To oczywiście wzbudziło ogromny aplauz publiczności.
Nowością była również zmiana konferansjera. W tym roku koncert poprowadził major Paweł Joks - kapelmistrz orkiestry reprezentacyjnej sił powietrznych w Poznaniu. Orkiestra nie zapomniała o Piotrze Pajchrowskim. Podziękowano mu za kilkanaście poprzednich lat pracy i zadbano, by wygodnie, na fotelu bujanym, mógł obejrzeć ten koncert.
Już na koniec kilka zdań powiedziała dyrektor Ośrodka Kultury w Środzie Ewa Kusik. W obecności burmistrza Piotra Mielocha i starosty Ernesta Iwańczuka chwaliła muzyków i ich kapelmistrza, Był czas na podziękowania dla osób i instytucji, które wsparły orkiestrę w przygotowaniach i realizacji koncertu. Był też czas na specjalne podziękowania dla Danuty i Wojciecha Siódmiaków. Prezes i jego żona otrzymali specjalnego Oscara za całokształt działalności na rzecz rozwoju kultury w Środzie.
dymRozmowa
 
Rozmowa
Gramy dla naszej publiczności
W niedzielę Orkiestra Dęta ze Środy Wielkopolskiej już po raz 20. zaprosiła swoją publiczność na Koncert Karnawałowy. O tym, jak ważne dla muzyków to wydarzenie w rozmowie z Anną Dydymską opowiada prezes orkiestry Wojciech Siódmiak

A. Dydymska: Jakie są pana wrażenie po tym jubileuszowym koncercie? Stali bywalcy mówią, że był on inny niż te poprzednie. Ogromne wrażenie zrobiło to, jak świetnie graliście. Znacznie lepiej niż w poprzednich latach.
W. Siódmiak: Nie do nas należy ocena, ale... Na pewno się ten koncert wyróżniał. Choćby ze względu na wokalistów. Muzycznie na pewno było dużo, dużo lepiej niż w poprzednich latach, choć już w ubiegłym roku było dobrze. Ten rok pokazał, że potrafimy zagrać inaczej i coś zupełnie innego. Długo ćwiczyliśmy. Było „piłowanie" (śmiech). Dodatkowe dobre wrażenie zrobiła na pewno też scena. Wyglądała naprawdę profesjonalnie. Po raz pierwszy były przed orkiestrą proporce, które dodały powagi.
Minęło ponad 20 lat od powstania orkiestry. Kto był inicjatorem jej powstania?
Ja mówię, że inicjatorów powstania orkiestry jest wielu. Była to grupa osób grających, był to pan Jan Zalesiński, pomogły wówczas władze.
A skąd wziął się pomysł, żeby orkiestra zorganizowała taki karnawałowy koncert?
Nie pamiętam dokładnie, czyj był to pomysł, a nie chcę nikomu nic ująć. Na pewno był to pomysł nasz „orkiestrowy".
Pamięta pan ten pierwszy koncert?
Był to rok 2000. Koncert był w Ośrodku Kultury. Trwał pewnie około godziny i graliśmy sporo utworów marszowych. Bo takie wówczas mieliśmy w repertuarze. Na pewno nie był on robiony z takim rozmachem i animuszem jak te ostatnie. Wówczas to była „raczkująca" orkiestra. Było w niej około 20 osób. Mały zespolik, który tworzyli zapaleńcy. Chcieliśmy grać i się rozwijać. Z roku na rok szło ku lepszemu.
I tak gracie te koncerty od 20 lat. Bez przerwy.
Bez przerwy. Jedynie parę lat remu, po zawaleniu się hali w Katowicach w związku z żałobą narodową musieliśmy odwołać koncert i przesunąć termin chyba o dwa tygodnie. Po kilku latach musieliśmy też zmienić miejsce, gdyż OK był za mały dla publiczności
Hala w szkole rolniczej też, jak się okazuje, nie jest zbyt duża, gdy gra orkiestra.
Przed pierwszym koncertem w hali było sporo nerwów i obaw... Baliśmy się, czy przyjdzie publiczność, czy nie będziemy grali do pustych trybun. Ale publiczności zawsze jest dużo i to dla nas jest najważniejsze. Bez niej te koncerty nie miałyby sensu.
W tym roku atrakcją byli wokaliści. W poprzednich latach również mieliście takich gości specjalnych?
Raczej takich gości nie zapraszaliśmy. Dodatkowych występów było niewiele. Śpiewali z nami Chór Kolegiacki, Przemysław Piechocki, śpiewała Patrycja (Siódmiak) z kolegą ze szkoły muzycznej, ale ona była „nasza" orkiestrowa. No i teraz Julia Mróz i nasz orkiestrowy Darek Kozak. I mamy nadzieję, że te orkiestrowe talenty w przyszłości będziemy pokazywać, że będzie ich więcej.
Długo przygotowywaliście się do tegorocznego koncertu?
Muzycznie? Pół roku. Technicznie w sobotę przez cały dzień i niedzielne przedpołudnie. Wszystko robiliśmy sami. Także sprzątaliśmy po koncercie (śmiech). Ale taka praca jednoczy orkiestrę.
Ile było balonów?
Tradycyjnie 2 tysiące. Cieszy nas widok, gdy po koncercie, często dorosłe osoby, wracają z nimi do domu. Zanoszą je dzieciom czy wnukom. Przed koncertem pytano mnie, czy można przyjść z małymi dziećmi, czy nie będzie dla nich za głośno. To rodzice sami muszą ocenić, czy dzieci wytrzymają głośną muzykę. Balony zabierane są dla tych, które nie były koncercie. Od lat ludzie idący koło 19:00 z balonami są doskonałym świadectwem tego, że właśnie się skończył koncert orkiestry dętej.
Tegorocznym koncertem znów podnieśliście sobie wyżej poprzeczkę?
My sami ją podnieśliśmy? Na pewno podnieśli ją nowi instruktorzy, ale przede wszystkim nowy kapelmistrz. Ale tak myślę czasami jak daleko jeszcze będzie ją podnosić. W końcu my jesteśmy amatorami.
Po tylu latach grania i pracy w orkiestrze nadal czuje się pan amatorem?
Mimo wszystko tak. To jest moje hobby, a nie praca zawodowa. Ale, jak się słyszy takie dobre zdanie na temat naszego występu, to należy się cieszyć.
W orkiestrze gra sporo rodzin. Dużo jest ich obecnie?
Rodzin jest kilka. Bardzo często powtarzam, że orkiestra to jedna wielka rodzina i to nie tylko dlatego, że są tam rodziny, czyli ojcowie, synowie, córki, bracia, siostry kuzynostwo a nawet i małżeństwa. Orkiestra tworzy rodzinę. Robimy wiele rzeczy wspólnie i to nie tylko dla zabawy, ale również z obowiązku.
Jakie wydarzenie na przestrzeni tych ponad dwudziestu lat z działalności orkiestry było dla pana szczególne?
Tych wydarzeń było tyle, że trudno wyróżnić jedno. Każdy moment, gdy był jakiś krok do przodu jest ważny. Szczególne są te chwile, gdy młodzi ludzie przychodzą do orkiestry, by uczyć się grać. My ich cały czas bardzo zapraszamy. W orkiestrze naprawdę można nauczyć się grać i to za darmo. Instruktorzy uczą nieodpłatnie, a my na tyle, ile to jest możliwe zabezpieczamy instrumenty. Taka nauka trochę trwa. Młody człowiek musi mieć cierpliwość. Jeśli będzie robić duże postępy, po roku będzie mógł wstąpić do orkiestry i z nami występować. Jednak zazwyczaj ta nauka trwa dwa lata. Naukę gry na instrumentach rozpoczynać mogą dzieci od 10 lat, a w przypadku perkusji może trochę wcześniej.
Macie już konkretne plany koncertowe na ten rok?
Teraz jest czas, gdy powoli zaczyna się tworzyć kalendarz imprez. Zaczynają spływać zaproszenia na festiwale orkiestr czy festiwale. Wiemy, że mamy występ w Nowym Mieście, będziemy też grali na Międzynarodowym Festiwalu Orkiestr Dętych w Swarzędzu. Co dalej? Czas pokaże. Dla orkiestry maj, czerwiec do połowy lipca i później od połowy sierpnia do końca września - to intensywny czas występów. Planujemy jeszcze koncert plenerowy w Środzie. A w przyszłym roku chcemy ponownie zorganizować festiwal orkiestr dętych u nas.
Z nazwy orkiestry zniknęła nazwa „Ochotnicza Straż Pożarna". Teraz występujecie jako Orkiestra Dęta ze Środy Wlkp. Skąd ta zmiana?
Sam nie chcę się wdawać w szczegóły i tłumaczyć, dlaczego nie jesteśmy orkiestrą OSP. Teraz należymy pod Ośrodek Kultury i jesteśmy, jak mówi dyrektor Ewa Kusik, samodzielną sekcją.
Mówi się, że prezes Wojciech z żoną Danutą są sercem i głową orkiestry. Waszą pracę doceniono również podczas koncertu. Podczas koncertu otrzymaliście specjalnego muzycznego Oscara. Dużo w domu rozmawiają państwo na „orkiestrowe" tematy?
Oscar to była dla nas totalna niespodzianka. Wszystkim udało się utrzymać tę tajemnicę do końca. Tematów związanych z orkiestrą nie udaje się uniknąć. Nawet w domu. Ale to w zasadzie są przyjemne tematy. Nawet te organizacyjne wyzwania.
A czy jesteśmy z żoną sercem i głową orkiestry? Nasze serce na pewno jest w orkiestrze. Ale na to pytanie na pewno nie ja powinienem odpowiedzieć, ale ci co się z nami na co dzień męczą. (śmiech).
Kolejny koncert będzie za rok, czy - jak zapraszał tegoroczny konferansjer - za 20 lat?
Na pewno karnawałowy koncert będzie za rok. Dla orkiestry jest to najważniejszy koncert w roku. Bo robimy go dla publiczności, która wciąż nas pozytywnie zaskakuje. Dla niej warto go robić.