Andrzej Tórz twierdzi, że jego żona nie podpisywała żadnego oświadczenia. Jest przekonany, że podpis został sfałszowany. Dlatego złożył w Prokuraturze Rejonowej w Środzie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Prokurator rejonowy Grzegorz Gucze potwierdza, że takie zgłoszenie wpłynęło do prokuratury. Prokuratura zleciła wykonanie czynności policji. W sprawie zapewne zostanie powołany biegły grafolog, który sprawdzi autentyczność podpisu zmarłej kobiety.
Tragiczny poniedziałek
12 września około godz. 8:00 Zofia i Andrzej Torzowie poszli do sąsiadki na kawę. Wracając do mieszkania pani Zofia źle się poczuła. - Trzęsły się jej ręce, na ustach pojawiła się piana. Żona powiedziała, abym dzwonił po pogotowie - opowiada Andrzej Tórz.
Mężczyzna zgłosił zasłabnięcie. Do Łękna udał się zespół podstawowy, czyli dwóch ratowników medycznych. Zbadali kobietę i stwierdzili, że ma ona wysokie ciśnienie, złe samopoczucie i nerwicę. Kobieta dostała zastrzyk i tabletkę pod język.
Od tego momentu relacje mężczyzny i ratowników medycznych są różne. Andrzej Tórz opowiada, że zapytał ratowników, dlaczego nie zabierają jego żony do szpitala. Według niego, jeden z ratowników miał powiedzieć, że nie jest to konieczne, a po zastrzyku wszystko powinno się unormować.
Sami ratownicy swojemu przełożonemu Markowi Baranowskiemu - koordynatorowi Szpitalnego Oddziału Ratunkowego wyjaśniali, że chcieli zabrać panią Zofię do szpitala, ale odmówiła. Na karcie pacjenta podpisała się przy odmowie zabrania jej do średzkiej lecznicy. Zdaniem ratowników, zrobiła to w obecności męża, który teraz twierdzi, że żadnego podpisu żona nie składała.
Dwie wersje
Dalej wypadki potoczyły się w tempie ekspresowym. Niedługo po tym, jak karetka pogotowia odjechała, kobieta poszła do ubikacji. - Żona powiedziała mi, że leki nie pomogły i nie może oddychać. W pewnej chwili zaczęła mnie wołać, a ja zobaczyłem, jak się osuwa na posadzkę. Umierała mi na rękach - mówi płacząc pan Andrzej.
Mężczyzna drugi raz wezwał pogotowie. Tym razem przyjechał zespół specjalistyczny z lekarzem. Lekarz stwierdził brak czynności życiowych. Zaczęła się reanimacja, która zakończyła się niepowodzeniem. Lekarz stwierdził zgon mieszkanki Łękna.
- Gdyby moją żonę zabrała pierwsza karetka, może ciągle by żyła - mówi Andrzej Tórz, który nie może pogodzić się ze śmiercią pani Zofii. - Byliśmy małżeństwem przez 35 lat. Ona pochodziła z rzeszowskiego. Poznaliśmy się w Poznaniu. Wracałem z dancingu z Adrii. Ślub wzięliśmy po trzech miesiącach.
Małżeństwo miało dwóch synów. W 1999 roku przeżyli tragedię. Ich 4-letnie dziecko zostało potrącone przez samochód i zmarło. Drugi syn ma dziś 35 lat.
Pogrzeb pani Zofii odbył się 16 września w Zaniemyślu. Andrzej Tórz chce jednak prawdy i sprawiedliwości. Dlatego złożył zażalenie na pracę ratowników w średzkim szpitalu. Szpital odpowiedział jednak, że zażalenie jest bezzasadne, gdyż pani Zofia odmówiła zabrania jej do szpitala...
Andrzej Tórz nie odpuszcza. Nie chce, aby zwłoki jej żony były ekshumowane i biegli badali przyczynę zgonu. Chce za to wyjaśnić sprawę podpisu jej małżonki. - Ona żadnej odmowy nie podpisywała - twierdzi stanowczo. - Chodzi mi o prawdę, żony już i tak nie odzyskam.
Zawsze podpis
Marek Baranowski, szef średzkiego SzOR mówi jednak stanowczo, że pogotowie nigdy nikomu nie odmawia zabrania do szpitala. - Niestety, często spotykamy się z sytuacją, że po śmierci pacjenta rodzina szuka winnych wszędzie, tylko nie u siebie. Rozumiem, że takim wydarzeniom towarzyszą emocje - mówi.
Przypomina też, że pan Andrzej już po śmierci żony telefonował do szpitala, był także osobiście. Groził. Pracownicy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego musieli wzywać policję. Potem Andrzej Tórz przepraszał...
- Dla mnie jest to podpis osoby starszej. Wskazuje na to charakter pisma. Ale dobrze, że sprawą zajmie się prokuratura, a biegły grafolog wyjaśni sprawę - mówi lekarz. I dodaje, że ludzie często odmawiają, by pogotowie zabrało ich do szpitala. Jednak nawet kiedy są w stanie ciężkim, zespół z SzOR nie może ich zabrać na siłę.
- Dlatego właśnie tak bardzo dbamy, aby osoby, które odmawiają zabrania do szpitala, podpisywały odmowę - mówi.
Zbigniew Król