W tym roku zdecydowaliśmy się dać kilka kolędowych koncertów. Niby dużo, ale i tak czujemy niedosyt. Szkoda, że okres bożonarodzeniowy jest taki krótki. Zaczęliśmy od koncertu z okazji Święta Trzech Króli w kolegiacie. Później był koncert noworoczny w liceum, w ramach WOŚP. Chcieliśmy tam wystąpić, bo właśnie w liceum mamy próby chóru. To był wspaniały koncert, taki rodzinny i świąteczny - z lampionami i z chórzystkami poprzebieranymi za aniołów. Publiczność na koniec nagrodziła nas brawami na stojąco. Było nam bardzo miło. Potem było koncertowanie w średzkich kościołach - ponownie w kolegiacie oraz w kościele NSJ. Po raz pierwszy koncertowaliśmy też w świątyni w Murzynowie Kościelnym. Dlaczego? Bo to wieś rodzinna mojego taty i mam do tego miejsca naprawdę duży sentyment. Tam mieszkała moja rodzina, przede wszystkim babcia, a mój dziadek był w tym kościele organistą i prowadził chór. Mój tata do dziś wspomina, jak musiał pompować dziadkowi miech, żeby mógł grać na organach. No więc ja, wnuczka mojego dziadka, też chciałam tam wystąpić z chórem. A po drugie bardzo lubimy śpiewać na wsiach, bo tam jest zupełnie inna atmosfera niż w miastach. Ludzie się nie spieszą, nie wychodzą po mszy tylko zostają, słuchają i śpiewają z nami. To takie święto i dla nich i dla nas - chórzystów. Tak było też w Murzynowie, gdzie w kościele co prawda było bardzo zimno, ale wspaniale. Część koncertu zaśpiewaliśmy „na góralską nutę", co w tej drewnianej świątyni zabrzmiało wspaniale, tak, jakbyśmy naprawdę byli w górach. W tym roku zaśpiewaliśmy dużo nowych kolęd, których wcześniej nie śpiewaliśmy. Więcej śpiewamy teraz po polsku, zarówno tych tradycyjnych kolęd, jak i współczesnych. Marzy mi się płyta kolędowa naszego chóru.
W chórze w tej chwili śpiewa 40 osób. Śpiewa oczywiście „starszyzna chóralna", czyli młodzież z pierwszego naboru. Zaczynali jako gimnazjaliści, a teraz to już studenci i maturzyści. W tym roku na pewno zaśpiewamy podczas gminnych czy kościelnych uroczystości. Być może weźmiemy też udział w krajowym konkursie chóralnym, o zagranicznych wojażach na razie nie myślimy.
Muzykę mam w genach. Mój dziadek był organistą, a tata wraz z sześcioma braćmi tworzył ludowy zespół muzyczny. Grali między innymi na trąbce, perkusji i akordeonie, którymi to instrumentami po prostu się po kolei wymieniali. Do dziś wspominam imieniny mojej babci Broni, kiedy akordeon przechodził z rąk do rąk - od wuja Stasia do wuja Miecia przez wuja Bogdana i tak dalej. Wielu członków mojej rodziny, tak jak ja, zawodowo zajmuje się muzyką, również mój brat, który gra na saksofonie. Planujemy zjazd rodzinny właśnie w Murzynowie Kościelnym. Oczywiście goście mają przyjechać z instrumentami.
Not. H. Sowa