Rocznik 1957. Średzianin z dziada pradziada. Zamiłowanie do munduru odziedziczył po rodzicach, którzy także pracowali w służbach mundurowych. Ukończył szkołę zawodową w Środzie, Techniku Energetyczne w Poznaniu, wreszcie 4-letnie Techniku Penitencjarne w Poznaniu. Kiedy kończył to ostatnie, już pracował w służbie więziennej, w Areszcie Śledczym w Środzie, którym kierował wówczas Ryszard Michalski, a szefem ochrony był Bronisław Kaźmierczak. Pracę rozpoczął 1 czerwca 1982 roku.
Szary areszt
- To był jeszcze stan wojenny. Pracowałem w posterunku obchodowym, chodziłem wokół budynku, obserwowałem czy coś się nie dzieje. Posterunek działał dzień i noc. W nocy chodziliśmy uzbrojeni - opowiada. - Siedzieli tutaj kryminalni, ale zdarzali się także polityczni. Internowanych nie było.
R. Ciesielski mówi, że w tamtych czasach średzki areszt sprawiał przygnębiające wrażenie. Wszystko było szare, człowiek za murem musiał poczuć się przytłoczony. W całym budynku roznosił się zapach cebuli i specyficzny smród skrętów z wysuszonej herbaty, które więźniowie palili.
Jednym z największych problemów w tamtych czasach były samookaleczenia więźniów. - Osadzeni byli często ludźmi po podstawówkach, którzy buntowali się, dla których strażnik był wrogiem. Aby wyjść na zewnątrz byli gotowi na takie zachowania, aby coś wymusić, przede wszystkim wyjście na zewnątrz, czy też po prostu coś zademonstrować - opowiada R. Ciesielski.
Nie było dnia bez okaleczenia. Najczęściej więźniowie robili tzw. połyki, czyli połykali gwoździe, żyletki, robili kotwiczki, które przy wyciąganiu wpijały się w żołądek albo przewód pokarmowy. Opiłkami metalu robili zasypki w oczy albo wbijali w oczy miedziane druciki. Ktoś posmarował się pastą do podłogi i podpalił, inny wypijali żrące płyny...
Wtedy trzeba było wzywać karetkę pogotowia. A więzień miał przerwę w odbywaniu kary.
Przyhamowało wszystko w latach 90. Dziś takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Każdy bunt może być ukarany odebraniem przywileju. Na przykład oglądania telewizji. Osadzeni nie chcą ich tracić. Więzień teraz stara się raczej dbać o zdrowie, aby wyjść w jak najlepszej kondycji.
Raczej nie ma też prób samobójczych. R. Ciesielski odcinał w swojej pracy trzech wisielców. Ale wszystkich udało się odratować.
Bramowy, czyli pierwszy kontakt
R. Ciesielski po funkcji obchodowego, pełnił obowiązki oddziałowego, udzielał widzeń, prowadził spacery, wreszcie pracował jako bramowy, czyli był osobą pierwszego kontaktu dla osób, które wchodziły na teren aresztu.
Kiedy zaczynał pracę w areszcie, pracowało o połowę mniej funkcjonariuszy niż obecnie. Dziś jest to około 70, a kiedyś 30. Dużo więcej było też osadzonych, bo pamięta czasy, że nawet było tam ponad 200 więźniów. 60 z nich regularnie wychodziło do pracy na zewnątrz. Budowali chodniki, remontowali szkoły, wybudowali ulicę Inwalidów Wojennych, pracowali w rzeźni...
W latach 80. więźniów było tak wielu, że musieli spać nawet na rozwijanych na noc siennikach. Teraz pojemność aresztu to 105 osadzonych.
W Środzie zawsze siedział tzw. cały kodeks, czyli od drobnych złodziejaszków po morderców. Ale nigdy nie zdarzały się tutaj jakieś bunty. - W tłumieniu buntów uczestniczyłem we Wronkach i w Sieradzu. W Środzie mieliśmy co najwyżej próby ucieczek. W latach 80. osadzony o ksywce Cygan drążył dziurę w celi, a na ścianie wieszał plakat. Chciał potem wyskoczyć na zewnątrz budynku, obezwładnić funkcjonariusza, a mur przeforsować dzięki kotwicy i linie z prześcieradeł - mówi R. Ciesielski.
Język więzienny? - Ciągle funkcjonuje grypsera, ale wiele słów z języka więziennego przeszło do języka potocznego, zwłaszcza młodzieżowego. W grypserze glon to było po prostu określenie buta, szlugi to papierosy, kosa to nóż, wiosła to łyżki, kopsaj to podawaj, chlastać to ciąć, sznyty to blizny po cięciach, platery to talerze... - mówi R. Ciesielski.
Sny o kryminale
Jak radził sobie przez te lata ze stresem? - Szedłeś spać i śnił ci się kryminał. Zastanawiałeś się, czy wszystko zrobiłeś dobrze, aby nie wydarzyło się nic komuś, kto przyszedł po tobie - opowiada o swojej służbie, zwłaszcza w pierwszych latach.
Mówi też, że jak szedł do służby, nie czuł zagrożenia, ale miał wpajane, że musi mieć oczy dookoła głowy, bo agresja może być kierowana w jego stronę.
Z czasem R. Ciesielski stał się najbardziej doświadczonym pracownikiem aresztu w Środzie. Uczył młodszych zawołań w pracy, służył radą.
Sprawność dodaje pewności
Zawsze był wygadany. Ale także bardzo sprawny. - W 1973 roku zaczął ćwiczyć w POM-ach. Działała tam sekcja ciężarów. Ćwiczyli tam m.in. Tadziu Jacków, Kowale, Krzychu Mieloch, Roman Kurek, Bogdan Małecki - opowiada.
Potem już zawsze ćwiczyłem. Na siłowni jest prawie codziennie. Podobnie lubi basen. Uważał, że funkcjonariusz musi bardzo dbać o formę, bo nigdy nie wiadomo, na kogo trafi. A dobra dyspozycja dodawała pewności siebie.
Na emeryturę Romuald Ciesielski przeszedł 20 lutego. Na koniec dostał awans na stopień młodszego chorążego. Teraz musi przyzwyczajać się do życia na emeryturze. Dużo młodsi koledzy z siłowni i basenu wiedzą, że Romek, bo tak na niego mówią, nie raz pokaże im, jak poprawnie wykonać jakieś ćwiczenie.
(kóz)