Na początku grudnia Stanisław Walczak zdecydował się zaorać fragment drogi prowadzącej do posesji sąsiadów. W praktyce oznaczało to, że państwo Kozubscy zostali pozbawieni dojazdu. Nie dojedzie do nich karetka pogotowia, straż pożarna. Nie wyjadą także samochodem po zakupy. To komplikuje im całe życie. Dziś, aby wydostać się z domu do miasta, muszą korzystać z przejść po polach i łąkach.

Droga "od zawsze"
O sprawie pisaliśmy już w grudniu. - Tak, zrobiłem to. To jest mój grunt i nigdy nie był drogą publiczną w rozumieniu prawa, co potwierdziły wcześniej sądy i wojewoda. To mój teren. W latach 70., w czasach PRL, gmina wpisała grunt jako użytek drogowy, ale zrobiła to bezprawnie i nie zgodził się na to mój ojciec. Wszystko jest w dokumentach - mówił nam wówczas właściciel pola, na którym jest droga, Stanisław Walczak.
Dlaczego teraz zdecydował się zaorać pas drogowy? - Gdyby sąsiad był inny i nie działał ciągle na moją szkodę, pozwoliłbym mu dalej jeździć tą drogą. Ale miarka się przebrała - mówił mieszkaniec Romanowa. Dla nikogo z mieszkańców Romanowa nie jest tajemnicą, że od lat sąsiedzi są w konflikcie, który przybiera na sile.
- Ta droga była tutaj od zawsze - przekonuje Maria Kozubska. Na dowód pokazuje niemieckie i polskie mapy z Archiwum Państwowego w Poznaniu, a także kopię mapy ewidencyjnej z Powiatowego Ośrodka Dokumentacji i Geodezji Kartograficznej w Środzie. Wszędzie na nich widać drogę, która odbija od drogi powiatowej i idzie w kierunku posesji w polu. Jedna z map pochodzi aż z roku 1888.
Maria Kozubska przedstawia także szereg innych dokumentów, które wskazują, że droga była traktowana jako publiczna, znajdowała się w gestii Zarządu Dróg i Ulic w Prezydium Rady Narodowej w Środzie (dzisiejszy Urząd Miejski), potem Skarbu Państwa. Wskazuje też, że w drodze, czy też tuż przy niej, powstawały kolejne sieci - wodociągowa, kanalizacyjna, telekomunikacyjna. - Gdyby nie była to droga publiczna, ale własność prywatna, to ktoś ciągnąłby sieci na nie swojej działce? - pyta Maria Kozubska. Dodaje też, że jest to jedyna droga dojazdowa nie tylko do jej posesji, ale także do pół i posesji sąsiadów, którzy mieszkają jeszcze dalej.
Według Marii Kozubskiej, to zapewne urzędnicy rozpoznając całą sprawę popełnili błąd i orzekli, że droga jest własnością rodziny Walczaków. Pomylono grunty i przyznali rodzinie Walczaków rację. Nie sprawdzili wszystkich dowodów, nie przesłuchali wszystkich świadków. Efekt jest taki, że dziś Stanisław Walczak przedstawia się jako właściciel drogi i pozbawia ich dojazdu do domu. - Nie zgadzamy się na to i będziemy nadal walczyć. Ale teraz domagamy się przede wszystkim naprawy zniszczonej drogi - mówi Maria Kozubska.


Nie droga, ale ścieżka
Stanisław Walczak nie ma jednak wątpliwości, że działka na której jest droga jest jego własnością i własnością jego rodziny "od zawsze". O drodze mówi jako o ścieżce dojazdowej do gospodarstwa i do pól, przekonuje, że z biegiem czasu poszerzała się ona i przybierała wygląd drogi, ale nie była nigdy nią w zgodzie z prawem. Nawet wówczas, gdy - jak twierdzi Stanisław Walczak - została ona bezprawnie wpisana do rejestru gruntów jako droga.
Stanisław Walczak przyznaje, że na mapach można zobaczyć, że do posesji państwa Kozubskich widnieje dojazd i nie zaprzecza, że taki dojazd od bardzo wielu lat istnieje. Nie zmienia to jednak faktu, że działka na której jest dojazd jest częścią ich nieruchomości, co potwierdziły sądu. - Jestem już czwartym pokoleniem, które tutaj zamieszkuje. Był mój pradziadek Franciszek, dziadek Józef, ojciec Bronisław i teraz ja. Te grunty zawsze należały do nas i nigdy nie stanowiły w sensie prawa drogi publicznej - mówi Stanisław Walczak.
Dodaje on, że już wcześniej były próby pozbawienia ich własności, jak na przykład w 1975 roku, kiedy w protokole granicznym zapisano, że działka należy do Zarządu Dróg i Ulic w Środzie. - Mój ojciec Bronisław nie zgadzał się z takim zapisem i nie podpisał się pod protokołem - mówi Stanisław Walczak.
Sprawa wybuchła na wielką skalę dopiero w 2006 roku. To wówczas na wniosek Stanisława i Marii Walczaków w księdze wieczystej doszło do sprostowania na podstawie zmian gruntowych. - Ze względów podatkowych zależało nam na zmianie w rejestrze gruntów, bo w księdze wieczystej działka zawsze była nasza - tłumaczy Stanisław Walczak.
W kolejnych latach sprawą zajmował się burmistrz Wojciech Ziętkowski, kolejni starostwie średzcy, sprawa trafiała do Sądu Rejonowego w Środzie, Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu, Sądu Okręgowego w Poznaniu... Sądy nie kwestionowały własności Stanisława Walczaka.

Nikt nie odpuści

Własność działki, na której była droga kwestionują Maria i Andrzej Kozubscy. W 2012 roku starosta średzki w jednym z postanowień pisał, że nadanie kategorii drogi gminnej czy też wybudowane w granicach pasa drogowego urządzeń technicznych nie powoduje z mocy prawa zmiany jej stanu prawnego, natomiast ewidencja gruntów i budynków ma charakter rejestrowy i nie kształtuje nowego stanu prawnego. W opinii starosty, dokumenty dostarczane przez państwa Kozubskich nie stanowiły podstawy do zmiany właściciela gruntu. W świetle obowiązujących przepisów prawa należy uznać, że Maria Kozubska i Andrzej Kozubski nie zaliczają się do grona podmiotów, które posiadają legitymację prawną do występowania z żądaniem wprowadzania zmian do ewidencji gruntów i budynków co do spornej działki - pisał w 2013 roku starosta Tomasz Pawlicki.
Jak nam tłumaczył już w grudniu Dominik Maruk, geodeta powiatowy, zapis w ewidencji gruntów nie ma nic wspólnego z prawem własności, natomiast grunt do ewidencji wpisuje się zgodnie z jego aktualnym użytkowaniem. To zaś, że jest, a w zasadzie była tam droga, było jasne.
W Urzędzie Miejskim w Środzie dowiedzieliśmy się, że przez wiele lat gmina drogę równała, naprawiała, starała się doprowadzać do jej przejezdności podczas zim. Ale z naszych informacji wynika, że tak naprawdę o drogę dbali zwaśnieni sąsiedzi.
Prawnicy wynajmowani przez rodzinę Kozubskich wskazywali, że droga jednak spełniała funkcję drogi publicznej. Taki stan potwierdzały nie tylko mapy przedstawiane przez rodzinę. "Przy drodze znajdowała się kuźnia, a zatem trudno uznać, że nie było do niej dostępu z drogi publicznej. Z mapy dochodzeniowej z 1963 roku wynikało, że działka znajdowała się w gestii Zarządu Dróg i Ulic w Środzie. Od 1990 roku działka z niezmienionym przeznaczeniem znajdowała się we władaniu gminy, w 1989 roku wybudowano tutaj sieć wodociągową, w 2000 linię telefoniczną, w 2001 sieć kanalizacyjną, gmina wykonywała prace związane z utrzymaniem drogi" - czytamy w jednym z odwołań rodziny Kozubskich.
Burmistrz Środy zwracał się do wojewody z wnioskiem o wydanie decyzji stwierdzającej nabycie przez gminę z mocy prawa gruntu z dniem 1999. Ale wojewoda takiej decyzji nie wydał.
Od 2006 roku gmina zaangażowała się w całą sprawę chcąc nawet wykupić grunt, by jednak w zgodzie z prawem była tam droga. Stanisław Walczak mówi, że był gotowy na ugodę i w zasadzie dogadał się z gminą, ale sprawę storpedowali Kozubscy. W jednym z pism przeczytaliśmy, że sąsiedzi nie mogli się dogadać na przykład co do szerokości drogi, czy ma ona mieć 5 czy 4 metry. - Ja myślę, że sąsiedzi nie chcieli, abym zarobił od gminy jakieś pieniądze za sprzedaż gruntu - mówi Stanisław Walczak.
Sprawy nie udało się załatwić do dzisiaj, a Stanisław Walczak twierdzi, że czas na ugodę już się skończył i nie wycofa się ze swojej decyzji. Nie zamierza naprawiać drogi i przypomina, że tak naprawdę nie jest to droga, ale jego własność.
A co ze sąsiadami? - Gmina powinna znaleźć jakieś rozwiązanie, aby mieli dojazd, choć nie przez moją własność. Wcześniej droga istniała od drugiej strony i gmina powinna postarać się ją przywrócić.
Państwo Kozubscy nie zamierzają jednak odpuszczać. Domagają się, aby droga została przywrócona i naprawiona.
(kóz)