Zgodnie z art. 219 Kodeksu karnego, karane jest każde niezgłoszenie pracownika do ubezpieczenia, nawet jeśli pracownik na to się godzi. Zarzuty obejmują nielegalne zatrudnienie zarówno Oksany, która uległa wylewowi, jak i jej siostry Natalii. Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wielkopolskiej Policji w Poznaniu mówi, że podejrzany przedsiębiorca złożył do protokołu swoje oświadczenie. Przesłuchanie mężczyzny odbyło się w komisariacie w Kleszczewie, czyli na terenie gminy, gdzie doszło do wylewu.
To jednak zapewne początek problemów przedsiębiorcy. Prokuratura Rejonowa w Środzie czeka na opinię biegłego i około połowy marca zdecyduje o postawieniu zarzutów dotyczących nieudzielenia pomocy kobiecie i narażenia jej życia i zdrowia.

Zdarzenie z 8 stycznia
Przypomnijmy, że historię 43-letniej Oksany ujawnił Witold Horowski, konsul honorowy Ukrainy w Poznaniu. To on o zdarzeniu informował policję i prokuraturę, a także opowiedział o wszystkim najpierw na antenie WTK, a potem także w innych mediach.
O tamtych zdarzeniach, które miały miejsce 8 stycznia, opowiadała reporterowi telewizji WTK Natalia Kazanczyn, siostra Oksany, która była bezpośrednim świadkiem zajścia. Według jej relacji, ona i Oksana pracowały w tej samej pakowalni warzyw w Krerowie. Oksana poczuła się źle już w nocy. Wymiotowała. Nie poszła do pracy. Kiedy rano sytuacja stała się jeszcze poważniejsza, Natalia poszła do firmy prosząc o pomoc, ale pracownicy zakładu nie wezwali karetki do potrzebującej. Wezwali za to właściciela zakładu.
Mężczyzna zabrał obie kobiety do samochodu i pojechał do Środy. Siostra poszkodowanej relacjonowała, że przez długi czas krążył z nimi po ulicach miasta, ale nie pojechał do szpitala. Zamiast tego zatrzymał się na przystanku autobusowym. Jak opisywała siostra poszkodowanej, miał wezwać policję pod warunkiem, że kobiety powiedzą funkcjonariuszom, że go nie znają. Poprosił, żeby nie mówiły, że go znają.
Wtedy zadzwonił pod numer 112. Było to 8 stycznia, około godz. 11:30.
Według policji, zgłoszenie nie dotyczyło jednak udaru. Szpitalny Oddział Ratunkowy w Środzie otrzymał zawiadomienie, że kobieta znajduje się przy przystanku autobusowym niedaleko ronda Reagana w Środzie (skrzyżowanie ulic Jażdżewskiego, Topolskiej, Strzeleckiej i Witosa). Ze zgłoszenia pracodawcy wynikało, że ma ona zaburzenia psychiczne, utrudniony kontakt słowny, prawdopodobnie jest pod wpływem alkoholu, mogła przyjąć znaczną ilość tabletek, mogła też być to próba samobójcza.
Kiedy karetka przyjechała na miejsce, była już tam policja, która także została powiadomiona przez centrum ratownicze. Był też tam pracodawca, którzy czekał na przyjazd służb.
Zespół ratownictwa medycznego od razu zdiagnozował, że 43-latka ma objawy udaru. W takich sytuacjach kluczowa jest szybkość reakcji. Każda minuta zwłoki może mieć katastrofalne skutki dla zdrowia i życia chorego.
Dlatego kartka natychmiast przetransportowała chorą do Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu. W późniejszym czasie kobietę przeniesiono do szpitala MSWiA.
Dzisiaj wiadomo, że Oksana przeszła ciężki udar. Przeżyła, ale jest częściowo sparaliżowana, nie może mówić ani wykonywać żadnych podstawowych czynności.
Natalia Kozanchyn w materiale WTK mówiła także, że jakiś czas po zdarzeniu pracodawca zwolnił ją, a potem nakazał opuszczenie mieszkania. Losem jej siostry wcale się nie zainteresował.

Śledztwo prokuratury
O sprawie przez trzy tygodnie było cicho, bo organy ścigania nie miały żadnych informacji i sygnałów, że 8 stycznia mogło dojść do działań niezgodnych z prawem. Ale 29 stycznia konsul honorowy Ukrainy w Wielkopolsce Witold Horowski o sprawie powiadomił komisariat policji w Swarzędzu oraz Prokuraturę Rejonową w Środzie.
Obecnie Prokuratura Rejonowa w Środzie prowadzi śledztwo w sprawie nieudzielenia pomocy i narażenia kobiety na utratę zdrowia, za co grozi nawet do 3 lat więzienia, a także w sprawie nielegalnego zatrudniania osób na terenie zakładu pracy należącego do mieszkańca Środy.
Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji mówił już wcześniej, że policja sprawdza m.in., czy wywiezienie chorej z miejsca pobytu i przewiezienie jej w inne miejsce, oraz zwłoka w wezwaniu pomocy, mogły stanowić zagrożenie dla jej zdrowia, a nawet życia obywatelki Ukrainy.
Sprawą zajmuje się nie tylko prokuratura i policja, ale także Sąd Pracy i Powiatowa Inspekcja Pracy.

Co z Lidlem?
Przedsiębiorca był jedną z twarzy kampanii reklamowej Lidla. Po tym jak sprawa została ujawniona, sieć zawiesiła kampanię w jego udziałem, na stronie internetowej zniknęły reklamy i wizerunek właściciela firmy. Jak podała "Gazeta Wyborcza", sieć poinformowała także, że nie wyklucza zakończenia współpracy z przedsiębiorcą, jeśli potwierdzi się, że złamał prawo.
Głos w tej sprawie zabrał Witold Horowski, konsul honorowy Ukrainy w Polsce, który pomaga Oksanie i jej rodzinie. Na swoim profilu na Facebooku napisał, że upadek firmy i bankructwo przedsiębiorcy nie leżą w interesie Oksany oraz obecnych pracowników zakładu.
„Chciałbym, aby zrozumiał swoje błędy i ciężką pracą, odnosząc sukcesy biznesowe, zarobił na godziwe zadośćuczynienie" - pisał o biznesmenie Horowski. Jego zdaniem pokrycie kosztów leczenia i rehabilitacji nie zamyka bowiem sprawy. Prawnik Oksany będzie domagał się w jej imieniu zadośćuczynienia oraz stałej renty, bo kobieta już nigdy nie będzie zdolna do pracy.
Horowski w "Gazecie Wyborczej" mówił, że rozumie decyzję o zawieszeniu kampanii reklamowej z udziałem przedsiębiorcy, ale nie zrozumiałby, gdyby Lidl zrzucił go „jak niechciany balast". Konsul podkreślał, że zasady, na które powołuje się sieć sklep, promują m.in. branie odpowiedzialności za los dostawców.
Przypomnijmy, że po tym jak sprawa została ujawniona przez media, przedsiębiorca zadeklarował pokrycie kosztów leczenia i rehabilitacji. Kobieta, która najprawdopodobniej nigdy nie wróci do pełni zdrowia, ma w tym tygodniu zostać przewieziona do centrum rehabilitacji w Górznie.
Warto też dodać, że w połowie września ubiegłego roku pracodawca wystąpił do Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu o zezwolenie na pracę dla Oksany. Kiedy jednak przyjechała do pracy po kilku tygodniach, odpowiedzi od wojewody ciągle nie było. Jednak, co podkreślały służby prasowe wojewody, samo złożenie wniosku przez pracodawcę nie uprawnia do zatrudnienia cudzoziemca - mówił rzecznik.
(kóz)