Santiago de Compostela to słynne miasto w północno - zachodniej Hiszpanii, stolica Galicji, położone zaledwie ok. 35 km od wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. To właśnie tam znajduje się miejsce spoczynku św. jednego z dwunastu apostołów, uczniów Jezusa Chrystusa.
Wędrówka od rana do wieczora
Santiago de Compostela już od średniowiecza było znanym ośrodkiem kultu i celem pielgrzymek. Drogi do św. Jakuba wiodą przez całą Europę, ale większość pielgrzymów rozpoczyna swoją przygodę na Camino w Hiszpanii. Nina i Bartek wybrali najpopularniejszą z hiszpańskich tras - Camino Francés, rozpoczynającą się w Pirenejach i liczącą 744 km. Jednak ze względu na ograniczenia czasowe zdecydowali się wyruszyć z Burgos i pokonać w ciągu 11 dni 500 km.
Na szlakach do katedry w Composteli znajdują się liczne schroniska zwane albergue bądź refugio zarówno miejskie, jak i prywatne, nieco droższe. Nina i Bartek postawili sobie cel - nocować wyłącznie w albergue municipial, w których opłata wynosiła do 5 euro lub donativo, czyli „co łaska".
- Za 5 euro mieliśmy zagwarantowane wygodne łóżko w pokoju wieloosobowym i ciepłą wodę. Często hospitalero zapraszali wszystkich gości na wspólny posiłek. Już w naszym pierwszym albergue w Castrojeriz smakowaliśmy tradycyjne śniadanie na Camino - herbatniki z masłem i café con leche. Z największą gościnnością spotkaliśmy się w Bercianos del Real Camino. Mimo braku wolnych łóżek przygotowano dla nas materace i zaproszono na obfitą obiadokolację. Prowadzący albergue wolontariusze zadbali o to, żeby wszyscy poczuli się jak w domu. Pielgrzymi z całego świata siedzieli przy wspólnym stole, rozmawiali, śmiali się i na chwilę zapomnieli o swoim zmęczeniu - opowiada Nina.
- Zwykle pielgrzymi przechodzą około 20 km dziennie. Wyruszają rano i docierają na miejsce odpoczynku około godz. 14:00. Szukają noclegu i relaksują się do końca dnia. U nas wyglądało to tak, że wychodziliśmy o godz. 6:00 rano i planowaliśmy dotrzeć na miejsce do godziny 20:00. Nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem. Niekiedy warunki na trasie, pogoda i zmęczenie sprawiały, że docieraliśmy nawet na 22:00. Dwukrotnie zdarzyło się nam spać pod gołym niebem, wówczas rozkładaliśmy śpiwory pod murami katedry - dodaje Bartek.
Muszla św. Jakuba
Nina i Bartek wiedzieli, że całą drogę będą musieli pokonać z ciężkimi plecakami, dlatego zaplanowali bagaż tak, by stopniowo pozbywać się zużytych rzeczy.
- W naszych plecakach były tylko najważniejsze rzeczy, mimo to każdy musiał nieść na plecach około 10 kg. Zabraliśmy ze sobą niewiele ubrań. Czasami po całym dniu wędrówki byliśmy zmuszeni robić pranie, które suszyło się następnego dnia na plecakach. Co 2 - 3 dni wyrzucaliśmy zużyte ubrania. Dzięki temu do celu dotarliśmy z o wiele lżejszym bagażem - mówi Bartek.
- W Santiago w plecakach mieliśmy już tylko śpiwór, buty na zmianę, pelerynę przeciwdeszczową, plastikowe naczynia i apteczkę. Nasza wyprawa miała charakter religijny, więc chcieliśmy mieć przy sobie Biblię, jednak ze względu na jej ciężar ściągnęliśmy wersję elektroniczną Pisma Świętego na telefony - wspomina Nina.
Każdy pielgrzym na Camino powinien zaopatrzyć się w muszlę św. Jakuba. Można ją kupić w wielu miejscach na trasie - przede wszystkim w albergue. Pierwotnie, po muszlę taką udawano się na pobliskie wybrzeże, skąd była zabierana jako dowód i pamiątka pielgrzymki. Dziś muszla jest znakiem rozpoznawczym pielgrzymów.
- Pierwszego dnia, zanim wyruszyliśmy w drogę, kupiliśmy od hospitalero w miejskim albergue w Burgos muszle z czerwonym krzyżem św. Jakuba. Zamocowaliśmy je na plecakach i wędrowaliśmy z nimi przez kolejne 11 dni. Dziś są one dla nas najlepszą pamiątką - wspomina Bartek.
Z paszportem przez drogę
- Każdy pielgrzym na Camino musi mieć przy sobie credential, czyli paszport, w którym zbiera się pieczątki. Można je otrzymać niemal wszędzie na trasie - w albergue, kościołach, sklepach, barach. Na ich podstawie hospitalero przyjmowali nas pod swój dach. W samym Santiago należy okazać credential, aby otrzymać Compostelę - certyfikat pielgrzyma - dodaje Nina.
Camino Francés prowadzi przez kilka hiszpańskich prowincji. Nina i Bartek opowiadają, jak zmieniają się krajobrazy, przemierzając kraj ze wschodu na zachód.
- Trasa wiedzie zarówno przez duże miasta, jak i małe wioski, wśród pól, czasem lasem, po górach. Jednak nie trzeba iść z mapą, całe Camino jest oznakowane żółtymi strzałkami i jakubową muszlą. Największym miastem, przez które przechodziliśmy było Leon. Szybciej byłoby przejść przez przedmieścia, jednak żółte strzałki kierują do samego centrum i zahaczają o główne zabytki. Jednak większe wrażenie zrobiły na nas stare hiszpańskie wioski, już z daleka rzucała się w oczy kamienna zabudowa. Panował w nich specyficzny klimat, którego nie oddadzą żadne słowa - mówi Bartek
- Najpiękniejsze krajobrazy czekały nas w górach. Wspinaczka z ciężkim bagażem nie była prosta, jednak nasz wysiłek rekompensowały wspaniałe widoki. Warto też wspomnieć o lesie eukaliptusowym w Galicji, którego nigdy wcześniej nie mieliśmy szansy zobaczyć. Camino kojarzy nam się również z wygrzewającymi się na słońcu jaszczurkami oraz pasącymi się w górach stadami krów - opowiada Nina.
Do Hiszpanii przybywają ludzie z całego świata, aby pokonać jakubowy szlak. Trasę można pokonać pieszo, rowerem lub konno.
- Camino jest pielgrzymką indywidualną. Na trasie nie spotyka się w ogóle dużych zorganizowanych grup. Pielgrzymi pozdrawiają się słowami „Buen Camino!" W ciągu tych 11 dni najczęściej mijaliśmy Kanadyjczyków, Koreańczyków, Brazylijczyków. Tylko raz udało nam się spotkać Polaków. Wydaje nam się, że jakubowy szlak jest jeszcze mało popularny w naszym kraju. Szczególnie miło wspominamy czworo młodych Koreańczyków, z którymi zaprzyjaźniliśmy się w ciągu kilku ostatnich dni. Pożegnaliśmy się z nimi w katedrze w Santiago. Zapamiętamy też Lou z Francji, który pomógł nam znaleźć albergue w El Acebo po całym dniu wędrówki w górach. Ostatnią noc spędziliśmy w Polskim Albergue im. Jana Pawła II w Monte do Gozo, prowadzonym przez saletyna o. Romana Wcisło - opowiada Bartek.
Wejście do Santiago
Niezapomniany jest moment wejścia do Santiago. Na miejscu każdy pielgrzym kieruje się do katedry. To tu znajdują się relikwie św. Jakuba. Obowiązkowo należy się też udać do biura pielgrzyma, aby oficjalnie zakończyć swoją wędrówkę i otrzymać certyfikat.
- Do Santiago weszliśmy 17 września. Był to dla nas wyjątkowy dzień, którego nigdy nie zapomnimy. Udaliśmy się do katedry, zgodnie z tradycją położyliśmy dłonie na figurze św. Jakuba, a następnie modliliśmy się przy relikwiach przechowywanych w srebrnej trumnie pod ołtarzem. Odebraliśmy imienne compostele, wypisane po łacinie. Po mszy dla pielgrzymów mieliśmy okazję zobaczyć największe na świecie, ważące 80 kg kadzidło - botafumeiro. Wieczorem otrzymaliśmy szansę zjedzenia tradycyjnej kolacji w najdroższym w Santiago Hotelu de los Reyes Catolicos, który znajduje się przy głównym placu. Codziennie jest tutaj przygotowywana kolacja dla 10 pielgrzymów. To wydarzenie było doskonałym zakończeniem naszego Camino - wspomina Nina.
(kóz)