Powiedziałam podczas jubileuszu „Trójki", że zaszczytem jest dla mnie kierowanie takim zespołem ludzi. To była świetna okazja, żeby choć w ten sposób - słowami - podziękować za pracę, którą wykonują. Nie tylko tę związaną z przygotowaniami do święta szkoły, ale również za tę codzienną. Ale te słowa są też zobowiązaniem. Wiadomo, że podczas tej codziennej pracy w szkole nie zawsze bywa różowo. Trzeba rozwiązywać mnóstwo problemów i zmagać się z wieloma trudnościami. Jednak takie jubileusze, takie święta są wynagrodzeniem za wszystkie te trudy. Co prawda, to dyrektor otrzymuje wszystkie gratulacje, splendory, spija śmietankę. A przecież wiadomo, że to, co się działo jest zasługą wielu osób, które podjęły się zadania przygotowania takiego pięknego jubileuszu.
Na co dzień jest podobnie. Wiem, że mogę polegać na wielu osobach i to zarówno podczas tych miłych, świątecznych chwil, jak i w tych trudnych momentach, kiedy trzeba podejmować ważne dla szkoły decyzje. Złoty jubileusz był dla mnie i - myślę - dla większości pracowników „Trójki" - taką nagrodą właśnie za te trudne chwile. Jeszcze wczoraj ktoś podzielił się ze mną refleksją, że warto było się natrudzić, by osiągnąć taki wspaniały efekt.
Sam pomysł jubileuszu zrodził się w naszych głowach we wrześniu ubiegłego roku, kiedy powołaliśmy zespół organizacyjny. Z czasem nastąpił podział obowiązków i każdy wiedział, co ma robić. A ja sama tak naprawdę do końca nie wiedziałam, co będzie się działo na scenie, podczas przedstawienia, bo tym zajmował się ktoś inny. I bardzo dobrze, bo przynajmniej miałam niespodziankę. Wiadomo, że najwięcej pracy było od połowy września - wtedy ruszyła machina. A ostatni tydzień to już było szaleństwo. Do przygotowań włączyli się nie tylko nauczyciele, często z całymi rodzinami, ale też wielu rodziców.
Nie uczęszczałam do „Trójki", jestem absolwentką Szkoły Podstawowej nr 2. Z sentymentem wspominam moich nauczycieli, szczególnie tych wymagających. Miłość do matematyki zawdzięczam pani Janinie Dydymskiej. Jednak prawie połowę życia spędziłam w progach „Trójki", bo pracuję tu już 25. rok, od 1990 roku. Do pracy przyjmował mnie pan Andrzej Kobierski. Moi pierwsi uczniowie byli ode mnie młodsi zaledwie o 8 lat, bo wtedy uczyłam 8 klasę. Od 1997 zostałam zastępcą dyrektora, a od 2005 roku jestem w „Trójce" dyrektorem. Brakuje mi trochę tej dydaktyki, bo uczę teraz matematyki tylko jedną klasę. I kiedy idę z dziennikiem na lekcję, to wiem, że to będzie najmilsza część mojej pracy.
Not. H. Sowa