22 lutego około godz. 10:15 z zakładu mięsnego w Miąskowie uciekł w stronę lasu 800-kilogramowy byk. Zwierzę pokonało zabezpieczenie rampy wyładowczej, później, biegnąc po terenie firmy, uciekło przez otwartą bramę. Byk przebiegł przez Miąskowo i wbiegł do lasu. Bez wątpienia stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa zarówno pracowników firmy, jak i mieszkańców Miąskowa, jak i potem dla osób biorących udział w akcji.
Na miejsce udał się dwuosobowy partol policji. Teren od strony trasy katowickiej zabezpieczali także strażacy. W ciągu kilku minut zgodę na odstrzał byka wydał powiatowy lekarz weterynarii. Wyznaczył do tego myśliwego.
Byka, w odległości około 2 km od zakładu w Miąskowie, znaleźli w lesie policjanci. Po kilku minutach na miejsce dotarł także myśliwy. Byk opuścił kompleks leśny, wyszedł na pole. Tam zauważyli go pracownicy zakładu mięsnego i poinformowali o tym myśliwego oraz policjantów. Myśliwy, będąc około 20 - 30 metrów od byka, oddał pierwszy celny strzał. Zwierzę ruszyło w stronę myśliwego, a ten, po drugim strzale, rzucił się do rowu. Byk przebiegł obok niego i schronił się w lesie.
Myśliwy i policjanci, a także biorący udział w akcji pracownicy firmy z Miąskowa, znaleźli byka po około 30 minutach w lesie. Myśliwy strzelił do niego kolejne dwa razy. Byk położył się, wydawało, że traci siły...
Ale kiedy myśliwy i policjanci zbliżyli się, zwierzę podniosło głowę, wstało i zaczęło biec w stronę ludzi, którzy próbowali go zabić. Byk zaatakował policjantkę, kobieta strzelała z broni, ale uderzona upadła na ziemię. Byk ją atakował, zagrażając jej życiu i zdrowiu. Na pomoc koleżance ruszył policjant. Policjant oddał 14 strzałów. Ale rozjuszone zwierzę ruszyło na niego, uderzyło go rogami w nogi, a potem powalonego zaczęło podrzucać do góry. Kiedy mężczyzna leżał, byk go dalej atakował.
Po chwili zwierzę upadło, a myśliwy dobił je.
Na miejsce przyjechała karetka pogotowia. Oboje policjantów zostało przewiezionych do szpitala. U policjantki lekarz stwierdził stłuczenie lewego uda, u policjanta stłuczenie oraz ranę uda prawego. W udo rogiem dźgnął go byk.
Firma, z terenu której uciekło zwierzę, nie poniosła żadnych tego konsekwencji. W kwietniu Prokuratura Rejonowa w Środzie zdecydowała się umorzyć dochodzenie w sprawie narażenia policjantów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w związku z ucieczką byka z zakładu mięsnego w Miąskowie.
Zażalenie na tę decyzję złożył adwokat Piotr Łuczak, reprezentujący pokrzywdzonych policjantów. Zdaniem adwokata właściciel ubojni, jako przyjmujący zwierzę do uboju, ponosi odpowiedzialność za skutki jego zachowania. Jeśli więc zwierzę stratowało policjantów, właściciel zakładu powinien ponieść tego konsekwencje.
Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Środzie. Ale sąd podtrzymał decyzję prokuratury o umorzeniu dochodzenia, choć wskazał, że w zakładzie w Miąskowie "zapewne doszło do określonych zaniedbań przy wyładunku zwierząt rzeźnych, o czym przekonuje sam fakt, że byk wydostał się spod kontroli pracowników firmy i uciekł z terenu ubojni". I dlatego w związku z niepożądanym i potencjalnie niebezpiecznym zdarzeniem określone osoby powinny ponieść odpowiedzialność.
Dlaczego zatem sąd podzielił zdanie prokuratury o umorzeniu dochodzenia? Otóż po pierwsze nie nastąpił warunek "bezpośredniości niebezpieczeństwa", policjanci zostali bowiem poszkodowani po dłuższym czasie od ucieczki zwierzęcia z ubojni. "Ucieczka byka z terenu ubojni sama w sobie nie spowodowała jeszcze żadnego zagrożenia dla funkcjonariuszy policji, którzy przebywali w tym czasie w zupełnie innym miejscu, a więc ich bezpieczeństwo w żaden sposób nie było zagrożone" - napisał sąd w uzasadnieniu swojej decyzji. Co ciekawe, zdaniem sądu, nie ma bezpośredniego związku przyczynowego pomiędzy zaniedbaniami pracowników w zakładzie w Miąskowie, a powstaniem bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia policjantów....
Rzecz jasna z takim tłumaczeniem absolutnie nie zgadza się pełnomocnik pokrzywdzonych. Związek przyczynowy jest jasny.
Co dalej ze sprawą? Zapewne na postanowieniu prokuratury i sądu się nie skończy. Adwokat Piotr Łuczak zapowiada kolejne działania.
(kóz)