Juliana Kempę znał, jeśli nie osobiście, to przynajmniej z widzenia albo słyszenia, chyba każdy dorosły mieszkaniec miasta. Julian angażował się bowiem w wiele przedsięwzięć, działał w samorządzie, był działaczem sportowym, przez kilka lat prezesem spółki komunalnej, społecznikiem, który w ostatnich latach szczególnie mocno wspierał seniorów. Przez dobrych kilka lat, na początku historii "Gazety Średzkiej", był naszym współpracownikiem. Pisał o sporcie. Potem stał się przyjacielem gazety, czasami krytycznym w swoich ocenach, ale zawsze też życzliwym. Rozmawialiśmy wiele razy o Środzie, o planach, o tym co warto zmieniać, aby było w naszym mieście lepiej. Ceniliśmy jego spojrzenie, zaangażowanie i chęć działania. Czasami mówił, że jest zmęczony, że chce się wycofać, mieć święty spokój. Nigdy nie wierzyliśmy w takie deklaracje. I słusznie, bo Julian był działaczem i społecznikiem z krwi i kości. A tacy nigdy nie odpuszczają.
Ci, którzy go poznali, wiedzieli, że jest człowiekiem otwartym na troski i problemy innych, życzliwym, był osobą, na którą można było liczyć.
Urodził się na Lubelszczyźnie, ale to Środa stała się jego miejscem na Ziemi. - Ponad pół mojego życia mieszkam w Środzie. A ta moja nieobecność w pierwszej połowie bierze się stąd, że choć tata pochodził z Wielkopolski, to mama jako młoda dziewczyna pojechała urodzić dziecko do swojej mamy. Dlatego nie urodziłem się w Wielkopolsce - mówił nam kilka lat temu.
W Środzie zamieszkał w 1979 roku. Przyszedł „za żoną" Haliną, która z Wielkopolski wyprowadzić się nie chciała. Służbowo został przeniesiony do pracy w Poznaniu, ale pracować miał w Środzie. Został wówczas szefem Komitetu Miejsko - Gminnego PZPR. Po rozwiązaniu PZPR, przez 9 miesięcy był bezrobotny. Później, jak wspomina, na prośbę załogi firmy Remo-bud został jej prezesem. Później był dyrektorem w prywatnej średzkiej firmie branży spożywczej, nauczycielem w Zespole Szkół Zawodowych i prezesem Usług Komunalnych. Przez trzy kadencje był radnym powiatu.
Przez jedną kadencję był wicestarostą, zastępcą starosty Pawła Łukaszewskiego. To był ciekawy związek. Panowie reprezentowali dwa różne środowiska, dwa zupełnie inne życiorysy. Wielu mieszkańcom wydawało się, że taki tandem nie ma szans na skuteczne realizowanie działań na rzecz powiatu. Mylili się.
Nie ukrywał nigdy, że był człowiekiem lewicy. - To, że nie ukrywałem moich politycznych sympatii spowodowało, że spotkało mnie sporo przykrości. Także od osób sprawujących dziś władzę, mówiących: „co ten komuch znowu wymyślił". Moim zdaniem, zazwyczaj mówią to ludzie mali i niedojrzali, którzy zachłysnęli się władzą i którzy niewiele wiedzą o tym, jak lewica rozwiązywała wiele problemów - mówił jakiś czas temu "Gazecie Średzkiej". - Nigdy nie owijałem w bawełnę i odnosiłem się do wielu spraw krytycznie. Pracowałem, słuchałem ludzi i proponowałem różne rozwiązania i dla mnie dziś najważniejsze jest to, że wiele rzeczy udało się zrobić.
Julian zawsze był blisko sportu. W młodości był nawet zawodowym piłkarzem, a po przeprowadzce do Środy został prezesem Polonii Środa. Był nim dwukrotnie. Przez kilkanaście lat był także prezesem UKS Tęcza Środa. Zapasy, obok piłki nożnej były jego wielką pasją.
Działał w wielu organizacjach społecznych. Współtworzył Uniwersytet Trzeciego Wieku, a w ostatnim czasie jego oczkiem w głowie była Miejska Rada Seniorów. W ostatnich tygodniach działał w komitecie obchodów 100-lecia Polonii Środa.
W ostatnich wyborach wspierał Piotra Mielocha i NaszePSR. Kampania była dla niego trudnym przeżyciem, gdyż przez pewien czas znalazł się w jej samym centrum. Poradził sobie, choć wiem, że wiele go to kosztowało. Po zmianie władzy znów nabrał wiatru w żagle, znów było go wszędzie pełno. Rozmawiał, analizował, doradzał. I działał. Niestety, nie trwało to długo.
Zbigniew Król