Takie sytuacje zdarzają się co jakiś czas i skutkują postawieniem na nogi służb ratowniczych. często powodem podobnych zachowań jest alkohol.

Na ratunek życia
46-latek wysłał do swojego znajomego smsa, że zażył tabletki, a zrobił to, bo chce się zabić. Adresat wiadomości bardzo się zdenerwował. Próbował się wielokrotnie dodzwonić, jednak telefon milczał. W końcu kolega zadzwonił pod numer 112, żeby poprosić o pomoc.
W grę wchodziło uratowanie życia, dlatego zgłoszenie potraktowano bardzo poważnie. Oficer dyżurny policji natychmiast na miejsce wysłał patrol. Próbował również nawiązać kontakt telefoniczny z 46-latkiem. Niestety, bezskutecznie.
Wiedząc, że mieszkaniec gminy Dominowo na pewno będzie potrzebował pomocy medycznej, centrum zawiadamiania 112 wskazało również, by na miejsce pojechała karetka. Niestety, ratownicy medyczni wyjechali właśnie do innego zgłoszenia i nie mogli tam przybyć.
Policjanci na miejscu bezskutecznie próbowali dostać się do środka. Za drzwiami nie było słychać żadnego dźwięku. Telefon milczał. Pukania i wezwania policjantów nie dawały rezultatu. Mundurowi wezwali strażaków, by ci użyli odpowiedniego sprzętu i weszli do mieszkania.
Nagle drzwi drgnęły i stanął w nich cały i zdrowy 46-latek. Zupełnie nic mu nie dolegało i nie zażył żadnych tabletek. W ogóle nie miał myśli samobójczych. Opowiedział policjantom, jak pił z kolegą alkohol, a gdy ten poszedł do domu, wysłał mu smsa o tym, że chce się zabić. Tak naprawdę wcale nie miał takiego zamiaru. Stwierdził, że po prostu zrobił to... dla żartu.
Cała historia jest tak wymowna w swej bezgranicznej głupocie, że niepotrzebny jest żaden komentarz tej sytuacji. Niestety, podobne przypadki bezpodstawnych wezwań służb ratowniczych nie należą do rzadkości. To bardzo utrudnia pracę - wskazują stróże prawa.
Dyspozytorzy numeru alarmowego oraz służby nie bagatelizują żadnej informacji, dotyczącej tego, że ktoś chce targnąć się na swoje życie. Takich interwencji jest bardzo wiele. Policjanci ze Środy obsługują ich nawet kilka w tygodniu. Zdecydowana większość to zdarzenia trudne, wymagające zaangażowania wszystkich służb ratunkowych, dlatego tym bardziej żarty w tym temacie stanowią szczyt bezmyślności.
Alkohol - szczególnie pity bez umiaru - skutkuje tym, że policjanci mają bardzo często pełne ręce roboty. Przykładem są wspólne grille, czy rodzinne świąteczne biesiady, które kończą się potem awanturami i nierzadko rękoczynami.

"Zabiłem kolegę"
Takim zdarzeniem, które szczególnie zapadło średzkim policjantom w pamięci był incydent sprzed kilku lat. Na numer 112 zadzwonił mężczyzna, który informował, że zabił swojego kolegę, a ciało utopił w rzece na wysokości tamy. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce rozpytali mężczyznę na okoliczność wydarzeń, które zgłaszał. Ten informował, że siedział na ławce ze swoim kolegą w parku Łazienki. Pili tam alkohol. Potem go zabił i wrzucił do wody. Gdy dotarło do niego co zrobił, przeraził się i zadzwonił pod 112.
Mężczyzna był wprawdzie pod wpływem alkoholu, ale wszystko relacjonował ze szczegółami. Na to, że pił jeszcze z kimś wskazywały butelki przy parkowej ławce.
Na miejsce wezwano nurków, którzy przeszukali wodę. Pora nocna utrudniała poszukiwania ciała.
Podczas działań policjanci ustalili tożsamość towarzysza od butelki. Mundurowi pojechali do jego domu. Drzwi otworzyła matka, która powiedziała policjantom, że syn jest w domu cały i zdrowy.
Okazało się, że mężczyźni w parku wypili tyle alkoholu, że jeden z nich zasnął. Kolega widząc, że towarzysz odpłynął w objęcia Morfeusza zostawił go i poszedł spać do domu.
Gdy ten wreszcie ocknął się z amoku, a na ławce siedział sam, poskładał alkoholowe mary i zniknięcie kumpla w jedną całość - co dało w jego głowie wizję zabicia kolegi.
Alkohol połączony z wyobraźnią spowodował, że na nogi postawiono całe zastępy służb ratowniczych.
(k)