- Proszę, zróbcie coś, bo przecież tutaj można od tego fetoru zwariować - mówiła we wtorek jedna z naszych czytelniczek. Rzeczywiście w Środzie nie dało się normalnie funkcjonować. Zapach był tak uciążliwy, że zdarzały się ponoć nawet omdlenia i wymioty. I tak było aż do wieczora, choć w drugiej połowie dnia nieco lepiej.
Średzianie interweniowali w Straży Miejskiej, domagając się natychmiastowej reakcji. Były telefony do Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Środzie i do innych instytucji.
Zazwyczaj interweniujący jako winnego wskazywali chlewnię dla krów niedaleko Jarosławca. - We wtorek odebrałem dziesiątki telefonów, często anonimowych, agresywnych - mówi Janusz Paul, prezes firmy Paul-Pon. - A przecież gnojówka krowia ma zupełnie inny zapach, zdecydowanie łagodniejszy. Nie mówiąc już o tym, że wywozimy ją dużo dalej za Środę. Sam mam biuro przy firmie, przyjeżdża tutaj wielu gości, nikt nigdy nie skarży się na przykre zapachy.
Pojawiły się także sygnały, że przykry zapach może pochodzić z cukrowni, gdzie miały być ponoć prowadzone prace przy oczyszczalni ścieków. Ale podobnie jak w przypadku chlewni, trop okazał się mylący...
- We wtorek znaleźliśmy pole w okolicach Słupi Wielkiej, gdzie został wyrzucony kurzy pomiot - mówi Paweł Ludwiczak, komendant Straży Miejskiej w Środzie. Strażnicy polecili mężczyźnie kilkakrotne przeoranie pługiem pola. - Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak uciążliwe dla mieszkańców Środy może być wyrzucenie tego dnia pomiotu kurzego na pole - opowiada komendant Ludwiczak. - Bez żadnych oporów dostosował się on do zaleceń i wieczorem było można już łatwiej w mieście oddychać.
Okazało się, że pomiot kurzy został rozwieziony na terenie Stacji Doświadczalnej Odmiany Roślin w Słupi Wielkiej. Było to planowane działanie. - Zawsze przed rozwiezieniem obornika dokładnie sprawdzam, czy wszystko jest w porządku, czy zapachy także nie będą uciążliwe. Tak się jednak stało, że już po rozwiezieniu obornika kurzego, wiatr się odwrócił i zaczął wiać w stronę Środy. Prawdopodobnie także ciśnienie spowodowało, że zapach utrzymywał się nad miastem - mówi kierownik gospodarstwa SDOO w Słupi Wielkiej Rafał Cyfert.
Obornik był rozwożony na pole, na którym ma właśnie zostać zasiany rzepak. Gospodarstwo korzystało ze specjalistycznego sprzętu. Zaraz po rozwożeniu, jak zapewnia kierownik Cyfert, pole było zaorywane. Jak się okazało, nie pomogło to...
Nie ma jednak mowy o złamaniu prawa. Bożena Waligóra, szefowa Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Środzie mówi, że takie przypadki reguluje Ustawa o nawozach i nawożeniu. Nawozić obornikiem nie można w okresie od listopada do marca, także kiedy ziemia jest zamarznięta. Generalnie nie ma obowiązku zgłaszania do gminy, czy też gdziekolwiek indziej terminu nawożenia.
Nie ma natomiast mowy o zakazie wywozu na pole gnojówki, czy pomiotu kurzego w letnie dni w wysokich temperaturach.
- Jako gmina mamy w tych sprawach związane ręce. Ale chcę, aby prawnicy zatrudnieni w Urzędzie Miejskim sprawdzili, czy możemy przynajmniej wprowadzić takie prawo miejscowe, które będzie zobowiązywać kogoś, kto chce wywieźć na pole obornik, do zgłoszenia tego w urzędzie. Chcielibyśmy mieć możliwość zwracania uwagi, aby nie robić tego w upalne dni, czy też w dni o niekorzystnym wietrze. Wiadomo, że najlepiej byłoby takie czynności wykonywać w dni deszczowe, ale takich regulacji nie da się wprowadzić - mówi burmistrz Wojciech Ziętkowski.
Kierownik gospodarstwa SDOO w Słupi Wielkiej Rafał Cyfert mówi, że jest gotowy zgłaszać terminy nawożenia pól. Dla niego nie jest to problem. Dodaje także, że sam zapach, choć uciążliwy, nie jest szkodliwy dla ludzi. A pole trzeba po prostu nawozić.
(kóz)