- Żaden ze mnie średzianin. Przecież pochodzę ze Śląska - stwierdza pani Gabrysia, kiedy zapraszam ją do cyklu „Średzianie". A jednak ze Środą, a szerzej - z powiatem średzkim - związana jest od wielu lat. Urodziła się w Czeladzi, niedaleko Będzina, gdzie zresztą ukończyła liceum. Studiowała zootechnikę na Akademii Rolniczej w Krakowie. Studia kończyła jednak już mieszkając w Gieczu, gdzie przeprowadziła się w 2006 roku razem z mężem i niespełna trzyletnim synkiem.
Zootechnikę wybrała świadomie, bo miłość do zwierząt to sens jej życia. Bardzo miło wspomina ten okres, chociaż był to czas dojrzałych, życiowych decyzji. W wieku 21 lat wyszła za mąż, po roku przyszedł na świat synek. - To nie był łatwy czas, ale wraz z mężem dałam radę. Dziś, jako niespełna 40-letnia kobieta, jestem mamą 16-letniego syna i 11-letniej córki. Dzieci to moja wielka duma i największe szczęście - podkreśla.
Krótko po przeprowadzce do Giecza zaczęła pracę w Urzędzie Gminy w Dominowie - najpierw jako stażystka w sekretariacie, z czasem na stanowisku podinspektor ds. oświaty, kultury i sportu. Właśnie wtedy poważnie zainteresowała się kulturą. W roku 2014 zdecydowała się wystartować w konkursie na dyrektora GOK. Konkurs wygrała i - jak zwykle - oddała się pracy bez reszty. Jak wspomina, trafiła na wspaniały zespół, na wyjątkowe osoby, o których nigdy nie zapomni. Niewielki personel i budżet sprawił, że była to heroiczna walka o każdy, nawet najmniejszy sukces.
W tym roku rozpoczął się kolejny etap w jej zawodowym życiu - w lutym podjęła pracę w ośrodku dla repatriantów Rodak w Środzie.
Wyznaje, że niezależnie co robi, robi to „całą sobą". Życie stawia przed nią rozmaite wyzwania, a ona zawsze stara się być najlepszą wersją samej siebie. I ciągle jej mało. - Zawsze pragnę znaleźć się tam, gdzie jestem najbardziej potrzebna - stwierdza.
Chcąc podnieść swoje kompetencje ukończyła podyplomowe studia pedagogiczne i biologię nauczycielską. Współpracując z seniorami, m.in. ze Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów „Złoty Wiek" oraz Seniorskim Zespołem Śpiewaczym „Łańcuszek Wspomnień" (chociaż wokalnie - jak stwierdza z uśmiechem - raczej powinna poprzestać na śpiewaniu pod prysznicem), postanowiła studiować geriatrię z elementami opieki długoterminowej i medycyny paliatywnej na Akademii Medycznej w Poznaniu. Chciała lepiej zrozumieć potrzeby osób starszych. - Uświadomiłam sobie, jak często marnujemy dany nam potencjał. Trudno później, w wieku dojrzałym, cofnąć pewne decyzje, nie tylko dotyczące naszego ciała czy ducha, ale także relacji z bliskimi. Doskonale zdaję sobie sprawę z ulotności chwili, tego, że nic nie jest nam dane na zawsze, że trzeba cieszyć się życiem tu i teraz, szanować innych i starać się być jak najlepszym człowiekiem. Zawsze tak czułam, ale te studia utwierdziły mnie w tym przekonaniu - wyznaje.
Bardzo lubi uczyć biologii. Współpracuje z Gimnazjum z Oddziałami Przystosowującymi do Pracy (OHP). - O tych uczniach mówi się, że to trudna młodzież. A dla mnie to wyjątkowi ludzie. Bo w każdym, nawet najbardziej „poturbowanym" życiorysie można znaleźć coś dobrego. Staram się uświadomić im, że są wartościowi - stwierdza. Od tego roku uczy także w podstawówce w Jarosławcu.
Przyznaje, że pracy w Rodaku trochę się obawiała. Ale w momencie, kiedy poznała mieszkańców ośrodka, kiedy „złapała" kontakt z dziećmi, a dorośli zaczęli jej ufać, po raz kolejny uświadomiła sobie, że nie należy bać się wyzwań. - Jeśli cię coś spotyka, znaczy, że jest ci to potrzebne - wyznaje. Aby sprawniej się komunikować podjęła nawet naukę języka rosyjskiego. O mieszkańcach Rodaka mówi z pasją. - To wspaniali ludzie, którzy potrzebują akceptacji bardziej niż my, bo my jesteśmy tu u siebie. Oni mierzą się z najpoważniejszymi życiowymi wyzwaniami, ponieważ ich życie zmieniło się diametralnie. Mają problem ze znalezieniem pracy, domu, z tym, żeby dzieci miały dobry start w przyszłość - podkreśla. Sama stara się prowadzić rozmaite zajęcia, które przybliżą im nową-starą ojczyznę. Uczestniczy, wraz z repatriantami, w różnych wydarzeniach w mieście. Razem zwiedzali Giecz, wybierają się do Kórnika, Zaniemyśla, Koszut. - Praca z mieszkańcami Rodaka to dla mnie cudowna przygoda. Cieszę się, że traktują mnie już jak jedną z nich i nie postrzegają jedynie jako „obsługi biurowej" - śmieje się pani Gabrysia.
Hanna Sowa