Pan Tadeusz, bo tak mówią o nich jego klienci, urodził się w 1951 roku w Murzynowie Kościelnym. Tam skończył szkołę, po której szukał miejsca swojej nauki zawodu i pracy. Od dziecka chciał być fryzjerem, ale o miejsce w dobrym zakładzie nie było łatwo. Razem z mamą szukał praktyki we Wrześni i Pyzdrach. W końcu zdecydował się na tapicerstwo i zaczął uczyć się we Wrześni. Wtedy okazało się jednak, że w Środzie zwolniło się miejsce dla ucznia w zakładzie Franciszka Słowińskiego przy ul. Daszyńskiego. Decyzja była szybka.
W ten sposób 16-letni Tadeusz Kaszuba zaczął naukę w szkole zawodowej w Środzie i praktyczną naukę fryzjerstwa w zakładzie mistrza Słowińskiego. Spędził tam 2,5 roku. - Pracowało się od godz. 7:00 do 20:00. Jak przyjeżdżałem na godz. 7:00, już stała kolejka. Pracowałem nawet w dni, w które chodziłem do szkoły. Godzina przerwy i do pracy. No i w soboty tak samo - od 7:00 do 20:00 - opowiada. Zakład przy ul. Daszyńskiego miał część męską i damską. Damską kierowała żona Franciszka Słowińskiego - Weronika.
Po ukończeniu nauki w szkole pan Tadeusz zdał egzamin czeladniczy w Poznaniu i zaczął pracę w poznańskim zakładzie przy ul. Owsianej na Winogradach. Później rozpoczął zasadniczą służbę wojskową. Ale w wojsku także obcinał włosy. - W jednostce w Modlinie zajmowałem się radiostacją, ale także strzygłem kolegów. Z wprawy więc nie wyszedłem - mówi.
Kiedy wrócił z wojska, okazało się, że pracy dla fryzjera nie ma. Zatrudnił się więc w SKR, woził mleko do Wrześni. Jak wspomina, bąble wychodziły mu na dłoniach od noszenia kanek. Praca była ciężka. Ale po roku okazało się, że zwolniło się miejsce w zakładzie fryzjerskim prowadzonym przez Spójnię w Środzie przy ul. Dąbrowskiego. Dostał tam pracę w zakładzie kierowanym przez Jana Kończala, potem trafił na Stary Rynek (w miejsce, gdzie dziś mieści się Sroka Cafe) do zakładu prowadzonego przez Franciszka Mańkowskiego. Pracował także w zakładzie fryzjerskim w pawilonie przy ul. 20 Października.
W 1995 roku przeszedł na swoje. Zaczął prowadzić zakład przy ul. św. Wawrzyńca, a potem przy ul. Krótkiej 1. Jest tam do dzisiaj. W zakładzie najcenniejszym meblem jest bardzo stary fotel fryzjerski, który może pamiętać zakład prowadzony na Starym Runku jeszcze w czasach niemieckiej okupacji.
- Można powiedzieć, że strzygłem kilka pokoleń średzian - mówi skromnie pan Tadeusz. Dzisiaj nadal z jego usług korzystają mężczyźni i chłopcy w różnym wieku. Był jednak także czas, kiedy zdarzało mu się robić fryzury damskie, tzw. małpę, przez jakiś czas bardzo modną.
Czy fryzjer wie wszystko, co dzieje się w mieście? - Kiedyś może i tak było - opowiada pan Tadeusz. - Ludzie mieli więcej czasu, ale też chętniej siadali u fryzjera, aby porozmawiać. Zakłady tętniły życiem. Dziś każdy się spieszy, wpada na przystrzyżenie i leci dalej. Jest zupełnie inaczej.
Przez te wszystkie lata zmieniała się oczywiście także moda. Kiedyś było zdecydowanie więcej golenia, brzytwa była na porządku dziennym. Inaczej się obcinało włosy, inaczej modelowało.
- Kiedy przychodzi klient, zawsze pytam czego oczekuje, jak obcinać. To bardzo ważne, aby jego oczekiwania i moje ich zrozumienie były na tym samym poziomie. Tylko wtedy wyjdzie on z zakładu zadowolony - mówi fryzjer. Pan Tadeusz także korzysta z fryzjera, bo przecież o ile sam może podciąć sobie boki, to z tyłem już nie da rady. Więc od czasu do czasu wpada do niego znajomy i go strzyże.
Tadeusz Kaszuba ma żonę i troje dzieci. Z córki i dwóch synów jest bardzo dumny. Studiowali, pracują. Nikt z nich nie poszedł w rzemiosło.
(kóz)