Mateusz Świt jest mieszkańcem Środy, anglistą, absolwentem średzkiego Liceum Ogólnokształcącego. Ukończył anglistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 2011 roku uczy języka angielskiego w Szkole Podstawowej w Dominowie.
Od kilku lat uprawia sport. Regularnie trenuje na siłowni, uprawia fitness. W styczniu razem z kolegą z Gdańska postanowili, że latem wejdą na Dach Europy, czyli na Mont Blanc, najwyższy szczyt Alp i przy założeniu granic wyznaczonych przez Międzynarodową Unię Geograficzną - najwyższy szczyt Europy. Mont Blanc wznosi się na wysokość 4810,45 m n.p.m.
- Od wielu lat regularnie jeżdżę w polskie Tatry. Zaczęło się od wyjazdów z ks. Januszem Małuszkiem. Potem były już samodzielne wyprawy, ostatnio także zimowe - opowiada Mateusz Świt.
Właśnie podczas jednej z takich wypraw poznał Pawła Adamczuka, podobnego do siebie pasjonata gór. Umówili się, że razem pójdą na Mont Blanc.
Przygotowania trwały kilka miesięcy. - Musieliśmy wyposażyć się w odpowiedni sprzęt wysokogórski. Na przykład śpiwory, w których można spędzić noc w bardzo niskich temperaturach, były szyte przez specjalistyczną firmę. Mieliśmy też czas, aby dobrze przygotować się kondycyjnie. Dlatego przez ostatnie miesiące było dużo treningu biegowego, aby poprawić wytrzymałość i wydolność - mówi Mateusz Świt.
24 lipca wyruszyli z Poznania do Francji. Samochodem do Les Houches w dolinie Chamonix przejechali 1.600 km. 25 lipca zabrali plecaki z koniecznym wyposażeniem i jedzeniem i ruszyli w górę. Najpierw kolejką wjechali do Bellevue na 1.794 m n.p.m., a potem tramwajem wysokogórskim do Nid D'Aigle na 2.380 m n.p.m. Z tego pięknego punktu widokowego ruszyli już dalej na własnych nogach.
Alpiniści szli tzw. normalną drogą przez Refuge des Rouges schroniska Tête Rousse (3167 m n.p.m.) i Goûter (3835 m n.p.m.). Przechodzili przez Grand Couloir (zwany także Żlebem Śmierci), gdzie istnieje zagrożone spadającymi kamieniami i blokami skalnymi. Spali w namiocie i schronisku.
W ciągu dnia towarzyszyła im piękna pogoda. - Wszystko wcześniej starannie sprawdziliśmy. Wiedzieliśmy, kiedy otworzą się okna pogodowe, które sprzyjają takim wyprawom i dają szansę na zobaczenie pięknych widoków. W trakcie wspinaczki dzwoniłem do Polski, a moja dziewczyna sprawdzała, czy nic złego nie dzieje się w prognozach pogody. Wiedzieliśmy, że na szczycie powinniśmy mieć piękną słoneczną pogodę, Sprawdziło się - mówi Mateusz Świt.
Atak szczytowy rozpoczęli 28 lipca o godz. 2:00 w nocy. O godz. 9:25 byli na wierzchołku Mont Blanc. Widok był fantastyczny. Zapanowała chwila euforii. W sumie na szczycie spędzili około godziny.
Średzki alpinista mówi, że złapał bakcyla i już ma plany na przyszły rok. Przyznaje jednak, że w trakcie wspinaczki były chwile, kiedy odczuwał chorobę wysokogórską. Bolała przede wszystkim głowa. Największy kryzys przeżył na wysokości 4.300 m n.p.m. Bolała mocno głowa i żołądek. Pomogły leki i determinacja. Potem było już tylko lepiej.
W przyszłym roku obaj panowie chcą wejść na Pik Lenina w Kirgistanie lub na Laila Peak w Gruzji. Pierwszy ma już jednak aż 7.134 m n.p.m., a drugi 4.008 m n.p.m. Po wyprawie na Mont Blanc wiedzą, jak do takiej wyprawy się przygotować i na co zwrócić uwagę. Wspinać chcą się latem. - Jestem nauczycielem, więc to dla mnie jedyna dogodna pora - mówi Mateusz Świt.
(kóz)