Materiał w mediach ogólnopolskich dotyczył generalnie pracy operatorów dźwigów. Ze śledztwa dziennikarskiego wynika, że szkolenie operatorów kuleje, a egzamin jest zwykłą fikcją. Na dowód tego dziennikarz wcielił się w chętnego do pracy na żurawiu, a egzamin pomógł mu zdać sam egzaminator. Operator praktycznie wcale nie potrafił obsługiwać dźwigu, a mimo to bez kłopotu znalazł pracę i pierwszego dnia trafił na żurawia. Po wejściu na górę do kabiny zrezygnował z pracy, ale nikt nie zakwestionował jego umiejętności.

Problem w tym, że szacuje się, iż w ciągu ostatniej dekady przy pracy na dźwigach zginęło około 90 - 180 osób - dowodzą dziennikarze. Część przypadków jest po prostu zamiatana „pod dywan". Operatorzy pracują po kilkanaście godzin na wysokościach, w nieklimatyzowanych kabinach, mają często płaconą część pensji „pod stołem". Jest też mowa o oszustwach dotyczących liczby przepracowanych godzin.

W materiale pojawia się wątek średzki. Można zobaczyć jedno z osiedli w Środzie w kontekście pracy żurawia, który do ukończenia budowy bloku nie uzyskał odbioru UDT. Dziennikarze i ich rozmówcy wskazywali, że żuraw należy do lokalnego przedsiębiorcy, który jest potentatem na rynku takich usług. W materiale podano, że w lutym na terenie bazy firmy (nie podano, gdzie ona się mieści), przy załadunku żurawia zginął 24-letni Ukrainiec...

Podobnych drastycznych opowieści w materiale TVN i w reportażu w "Dużym Formacie" znalazło się więcej.

(k)

Kadr z materiału "Superwizjera", który ciągle można zobaczyć na TVN 24 Go