W bloku jest 21 mieszkań. O sytuacji mieszkających tam rodzin pisaliśmy szeroko w ubiegłym tygodniu. W ostatnich dniach rozmawialiśmy z kolejnymi rodzinami. Potwierdzają problem z robactwem, choć też są zbulwersowane niektórymi wypowiedziami innych mieszkańców, które cytowaliśmy w ubiegłym tygodniu. - Dbamy o nasze mieszkania. Jest w nich czysto i schludnie, nasze dzieci także są czyste i schludne, bardzo dobrze się uczą w szkole. Tymczasem zostaliśmy napiętnowani, jakbyśmy byli niechlujami - mówi jedna z mieszkanek. Wtórują jej inne panie z tego bloku.
Bo najpoważniejszym problemem są pluskwy, które nie wiadomo jak w bloku znalazły się i teraz ciągle rozmnażając się zagrażają praktycznie wszystkim mieszkaniom.
Róża Frąckowiak, która w spółce Lider Usług Komunalno - Samorządowych zajmuje się gminnymi zasobami mieszkaniowymi przyznaje, że w bloku przy ul. Brodowskiej jest poważny kłopot. Ale dopóki wszyscy mieszkańcy solidarnie nie zgodzą się na dezynsekcję wszystkich mieszkań i całego bloku, nie będzie oczekiwanych efektów. - Dezynsekcja miała się odbyć kilkanaście dni temu. Jednak dwoje lokatorów nie zgodziło się na wpuszczenie do mieszkania specjalistów, a trzech innych w ogóle nie odpowiedziało na nasze pismo. Nie mamy żadnych możliwości prawnych, aby zmusić mieszkańców do wpuszczenia do zajmowanego przez nich lokali specjalistów od dezynsekcji - mówi Róża Frąckowiak.
Dlatego też w bloku panuje sytuacja patowa. LUKS zaplanował wymianę podłogi na korytarzach. Zlikwidowana miała zostać wykładzina lenteksowa, a zamiast niej miały pojawić się płytki. Wszystko dlatego, że pod wykładziną mogą znajdować się pluskwy...
- Remont zaplanowaliśmy po wykonaniu dezynsekcji w całym bloku. Więc teraz cała operacja została zatrzymana - mówi Róża Frąckowiak.
Dezynsekcja to operacja kosztowana. Jedno mieszkanie to koszt 120 zł. W przypadku całego bloku to w sumie ponad 2,5 tys. zł. A przecież takiej formy oczyszczania mieszkań z robactwa było wiele.
Cały blok był dezynfekowany w ubiegłym roku. Po tej operacji przez ponad 8 miesięcy z pluskwami był spokój. - Dezynsekcja dotyczyła wówczas wszystkich mieszkań, korytarzy, ale też okolic śmietników. Przyniosła efekt, więc wiemy, jak ją trzeba przeprowadzić. Ale raz jeszcze zaznaczę. Zgodzić się muszą wszyscy mieszkańcy - opowiada Róża Frąckowiak.
Mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że rzeczywiście tamta dezynsekcja przyniosła skutek na wiele miesięcy. Ale dodają również, że sytuacja musi być monitorowana na bieżąco, bo pluskwy potrafią hibernować i przetrwają wiele miesięcy bez żerowania.
Zdaniem mieszkańców, dezynsekcję należy przeprowadzić raczej wieczorem, a nie od rana. Pluskwy żerują w nocy i chowają się, kiedy zaczyna robić się jasno. Wykonanie zadania od rana powoduje, że w chwili żerowania gaz jest już w dużej mierze zwietrzały. Ale na ten temat wypowiedzieć muszą się fachowcy.
Zdecydowana większość mieszkańców chce wykonana dezynsekcji całego bloku. Bo tylko taka operacja może przynieść skutek.
Akcja oznacza, że mieszkańcy muszą opuścić na 24 godziny zajmowane mieszkania, pozostawiając w nich cały swój dobytek. Niestety, trzeba wyrzucić te meble, z których poprzez gazowanie robactwa nie daje się usunąć. Mowa o tapczanach, fotelach. Niektórzy mieszkańcy wymieniali je nie raz. - Nie stać nas na to, wydamy na to nasze oszczędności lub bierzemy kredyty, które potem są wyrzucane w błoto - mówi inna z mieszkanek.
Po 24 godzinach od dezynsekcji mieszkańcy muszą dokładnie mieszkania oczyścić, wyprać wszystkie rzeczy. - Niektórzy najemcy potrzebowaliby pomocy Ośrodka Pomocy Społecznej, instruktażu, jak wszystko wyprać i co robić dalej. Bez tego także będzie kłopot - opowiada mieszkanka.
Dlatego że podczas takiej operacji gmina i administrator nie chcą zapewnić mieszkańcom zastępczego dachu nad głową, sami starają sobie zorganizować nocleg. Ostatni pomysł to wynajęcie namiotów, rozbicie ich przed blokiem. - Załatwiłam już nawet toy-toya - deklaruje mieszkanka.
Wielu z nich nie chce korzystać z pomocy rodzin, bo te obawiają się, że mogliby im coś wnieść do domów. - Gdyby gmina chciała nam pomóc, to może pomyślałaby o daniu nam schronienia na jedną noc w którejś szkole. Przecież w wakacje szkoły są puste, czasami też mieszkają w nich uczestnicy zawodów, czy kolonie - mówi jeszcze inna mieszkanka.
Ale problem polega na tym, że dzisiaj kilku mieszkańców nie wyraziło zgody na wejście do ich mieszkań firmy zajmującej się dezynsekcją. - Gmina powinna znaleźć sposób, aby zmusić wszystkich do udostępnienia lokali, inaczej to robactwo będzie dalej się rozprzestrzeniało - mówi jedna z mieszkanek.
Tylko akcja w całym bloku, we wszystkich mieszkaniach, w dodatku powtórzona po dwóch tygodniach może przynieść skutek. LUKS deklaruje także, że dezynsekcja w bloku od razu będzie powiązana z wymianą podłogi na korytarzu.
W bloku są też inne problemy. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł. Do sprawy powrócimy.
(kóz)