Sędzia Jacek Kamiński ogłaszał wyrok w świetle kamer telewizyjnych i fleszy reporterów. Sąd uznał, że Jędrzej C. dopuścił się zarzucanych mu czynów, ale też zdecydował o warunkowym umorzeniu sprawy na okres 2 lat. Przedsiębiorca będzie musiał zapłacić na rzecz poszkodowanej 10 tys. zł tytułem nawiązki, pokryć wysokie koszty sądowe - w wysokości 8,1 tys. zł, a także koszty zastępstwa procesowego - w wysokości 1,2 tys. zł. Przypomnijmy, że już wcześniej Jędrzej C. wpłacił pieniądze na leczenie kobiety, a także uzgodnił poprzez swoich i poszkodowanej pełnomocników odszkodowanie i zadośćuczynienie na rzecz Oksany.
Kwota odszkodowania pozostanie tajemnicą, gdyż tak uzgodniły obie strony. Wczoraj w sądzie Jędrzej C. powiedział jedynie, że w ramach ustalonego odszkodowania już zapłacił kobiecie jedną większą kwotę pieniędzy, zaś obecnie w ratach płaci resztę ustalonej kwoty. Do zapłaty zostało mu jeszcze osiem rat.
Na początku środowego posiedzenia pełnomocnik oskarżonego - adwokat Krzysztof Urbaniak - złożył wniosek o częściowe wyłączenie jawności sprawy w kwestii dotyczącej odszkodowania, jakie Jędrzej C. uzgodnił z poszkodowaną. Takiemu wnioskowi sprzeciwił się prokurator i sąd wniosek odrzucił.
Później wyjaśnienia złożył Jędrzej C. Wyjaśniał sprawy dotyczące ugody z poszkodowaną, a także okoliczności samego zajścia. Opowiadał, jak 9 stycznia został poinformowany o chorobie Oksany i zdecydował się przewieźć ją do szpitala w Środzie, gdyż uznał, że tak będzie szybciej niż czekać na karetkę. Przewoził kobietę swoim volkswagenem golfem. W aucie była jeszcze siostra kobiety oraz jego pracownik, także obywatel Ukrainy.
Jędrzej. C. tłumaczył, że w drodze uświadomił sobie, że Oksana pracuje u niego nielegalnie. Choć złożył wniosek do wojewody o jej zatrudnienie już we wrześniu, a w listopadzie Oksana wraz ze swoją siostrą bez uzgodnienia z nim przyjechały do pracy, to w styczniu pozwolenia nadal nie było. Przyszło ono do firmy w Krerowie dopiero w lutym, już po nagłośnieniu całej sprawy przez media.
Z obawy o konsekwencje uzgodnił z siostrą Oksany, że zatrzyma się na jednej z ulic miasta i wezwie pomoc przez numer 112. Miał powiedzieć służbom ratowniczym, że spotkał kobiety, które przyjechały do Środy na zakupy. Zobaczył, że jedna z nich zasłabła i wezwał pomoc.
I tak rzeczywiście zrobił. Jako pierwszy przyjechał patrol policji, który przeniósł chorą kobietę z samochodu Jędrzeja C. do radiowozu. Mężczyzna, co potwierdziło także dochodzenie, nie przeniósł kobiety na ławkę i jej nie porzucił. Kiedy przyjechała karetka, zabrano Oksanę i przetransportowano ją do szpitala w Poznaniu.
W sądzie Jędrzej C. przyznał się do zarzucanych mu czynów. Wyraził żal i skruchę. Ale powiedział też, że pod numer 112 mogły już wcześniej zadzwonić inne osoby, które mieszkały razem z Oksaną i widziały, że się źle czuła.
Już podczas uzasadniania wyroku, sędzia Jacek Kamiński skrupulatnie odtworzył wydarzenia ze stycznia. Przypomniał, że kiedy w Polsce obchodzi się Święto Trzech Króli, prawosławni świętują wigilię Bożego Narodzenia. W domu, w którym mieszkali ukraińscy pracownicy, trwało wówczas świętowanie.
Oksana prawdopodobnie poczuła się źle już 7 stycznia. Ale nikomu nie przyszło do głowy, że może to być początek udaru. Jak mówił sędzia, współmieszkańcy raczej mogli podejrzewać, że są to skutki świętowania i spożywania alkoholu. Podobnie było następnego dnia. Dopiero 9 stycznia zdecydowali się zwrócić o pomoc do pracodawcy. Wszystko wskazuje na to, że Oksana przeżyła udar już któregoś z poprzednich dwóch dni.
Jednak zdaniem biegłych lekarzy, zły transport chorej, przenoszenie jej z samochodu do samochodu, mógł jej znacznie zaszkodzić, nawet narazić ją na utratę życia.
Mimo że prokurator był przeciwny warunkowemu umorzeniu sprawy, gdyż jego zdaniem nie ma mowy o nieznacznej szkodliwości czynu, to sąd zdecydował się skorzystać z tej instytucji. Podstawowymi argumentami za tym była niekaralność mężczyzny, bardzo dobra opinia, a także to, że mężczyzna chciał pomóc kobiecie, a potem zapłacił za jej leczenie i doszedł do porozumienia w kwestii odszkodowania.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator Kamil Sokalski już po wyjściu z sali sądowej powiedział, że prokuratora wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku i dopiero wtedy podejmie decyzję, czy złoży apelację do Sądu Okręgowego. Z wyroku zadowolony był adwokat Krzysztof Urbaniak, reprezentujący Jędrzeja C. - Jesteśmy zadowoleni, bo sąd przychylił się do naszego wniosku. Poza tym sąd uzasadniając wyrok potwierdził wersję wydarzeń, która daleko różniła się od tego, jak sprawę przedstawiały media - mówił adwokat.
(kóz)