Nie zgadzam się z taką formą rządzenia
Dwa tygodnie temu Ernest Iwańczuk żegnał się w mailu z pracownikami Urzędu Miejskiego w Środzie pisząc o imperium, jakie tworzy jego szef (burmistrz Wojciech Ziętkowski) i "szef jego szefa" (Marcin Bednarz). W ubiegłym tygodniu został zwolniony przez burmistrza dyscyplinarnie. Z Ernestem Iwańczukiem rozmawiał Zbigniew Król

Zbigniew Król - Zwolnienie dyscyplinarne... Zaskoczyło, zabolało pana?
Ernest Iwańczuk - Będąc na urlopie dostałem telefon z kadr, że mam przyjść do Urzędu Miejskiego odebrać jakieś dokumenty. Spodziewałem się, że będzie to zarządzenie burmistrza odwołujące mnie ze stanowiska zastępcy. To było naturalne. Natomiast nie przypuszczałem, że będzie to zwolnienie dyscyplinarne z artykułu 52. Artykuł ten ma zastosowanie, gdy ktoś dopuszcza się ciężkiego naruszenia dyscypliny pracy. Takie naruszenie nie nastąpiło, byłem więc nie tyle zaskoczony, ile po prostu w szoku.

Odwoła się pan do sądu pracy?
Oczywiście, że tak. Ale zanim to zrobię, zamierzam wysłać burmistrzowi Ziętkowskiemu pismo wzywające go do zgodnego z prawem załatwienia całej sprawy. Pisząc maila do pracowników byłem świadom, że burmistrz odwoła mnie ze stanowiska zastępcy. Mógł powołać się na utratę zaufania, bo jeżeli ja oświadczyłem w pożegnaniu z pracownikami urzędu, że nie ufam burmistrzowi i sposobowi jego zarządzania gminą, to on zdecydowanie ma prawo nie ufać mojej osobie. Natomiast to nie rodzi rozwiązania umowy o pracy z urzędem. Dlatego w piśmie do burmistrza o zgodne z prawem załatwienie sprawy wypowiem warunki pracy z dniem z 9 maja 2019 roku, kiedy kończy mi się urlop rodzicielski, który każdemu rodzicowi się należy i w naszym systemie prawnym może z niego korzystać zarówno matka, jak i ojciec dziecka.
Oczywiście, świadczenia pobierane z tego tytułu pochodzą ze składek a nie od podatników. Zgodnie z prawem, załatwienie sprawy umotywuję dwoma względami. Po pierwsze, że moja rodzina będzie miała środki do funkcjonowania, a ja będę mieć czas, aby szukać nowej pracy i załatwić swoje sprawy. Po drugie, za ewentualne, a w zasadzie pewne odszkodowanie po sprawie w sądzie pracy nie będą musieli zapłacić mieszkańcy gminy. Bo teraz tak jest, że burmistrz niesłusznie wręcza zwolnienie dyscyplinarne, a potem odszkodowanie płacimy wszyscy my, mieszkańcy. W powiecie kierowanym przez Marcina Bednarza takie sytuacje się zdarzały, były przegrywane przez starostę lub załatwiane polubownie, a koszty pokrywali podatnicy.

Wysyłając do pracowników maila o imperium tworzonym przez burmistrza i starostę musiał pan się liczyć z konsekwencjami. Mnie zastanawia, czy nie zrobił pan kroku do przodu wiedząc, że po wyborach straci pan stanowisko wiceburmistrza.
To, co się dzieje w Środzie jest wynikiem strachu średzian. Boimy się, że ta władza jest brutalna i ta brutalność może spotkać każdego z nas. Ze wstydem muszę przyznać, że biernie obserwowałem wyrzucenie z pracy Anety Kłopot-Warteckiej. Była w moim gabinecie, płakała, a ja mogłem pocieszyć ją jedynie słowem. Nie chodzi o to, że nie miałem odwagi rzucić tego wszystkiego, ale miałem świadomość, że to by nic nie dało. System zbudowany przez burmistrza Ziętkowskiego i starostę Bednarza jest tak silny, że nawet taka manifestacja jak rzucenie papierów i moje odejście nic by nie dało. A ja po prostu byłbym na marginesie tego wszystkiego, co się działo. Nie mógłbym wspierać tych wszystkich osób ze środka i łagodzić tych wszystkich sytuacji. A po drugie, nie byłbym w stanie tego zmienić.
Dlatego z niesmakiem tkwiłem w tym układzie, z myślą o tym, że jak w końcu przyjdą te wybory będę musiał coś zrobić. Przecież mogłem podejmować także inne wybory, na przykład widząc, jak grają panowie przystąpić do ich gry. Ale mi się to coraz mniej podobało, bo ja taki nie jestem. Nie umiem też powiedzieć, kiedy dokładnie coś we mnie pękło i moja sympatia do burmistrza wyparowała. To się odbywało małymi krokami, bo cały system władzy w Środzie był budowany małymi kroczkami. Burmistrz i starosta budując imperium despotycznie rządzą swoimi urzędami, mając podporządkowane spółki, zajmujące się wieloma sprawami, eliminującymi z życia społecznego wielu przedsiębiorców. To dramat.

Był pan świetnie zarabiającym wiceburmistrzem przez 8 lat. Przez tyle czasu nic panu nie przeszkadzało, a teraz przed wyborami wylewa pan żale?
Pierwsze cztery lata były w porządku. Były oczywiście sygnały, że Marcin Bednarz i jego sposób uprawiania zarządzania miastem, budżetem miasta, przeważa nad moim. Kiedy chcieliśmy odpublicznić przedszkola i radni powiedzieli "nie", to ja przyjąłem to ze zrozumieniem, a on wymyślił pokrętny sposób, jak przedszkola publiczne wygasić. Ale to jeszcze nie wróżyło tej dramatycznej sytuacji, jaką mamy teraz.
Wszystko przyspieszyło, kiedy Marcin Bednarz został starostą z namaszczenia burmistrza Ziętkowskiego. Do tego momentu wydawało mi się, że burmistrz ma świadomość, że to co chce robić Bednarz jest zbyt brutalne i go hamował. Ale jak dał mu zielone światło w powiecie, nabrałem pewności, że moja współpraca w burmistrzem Ziętkowskim zbliża się do końca. Chcę zaznaczyć, że przez osiem lat byłem lojalnym współpracownikiem burmistrza Ziętkowskiego. Nigdy go publicznie nie krytykowałem, nigdy nie musiał się za mnie wstydzić. Ktoś może powie, że w urzędzie niewiele robiłem. Prawda jest inna. Może mniej było widać moją pracę dlatego, że w ostatnich latach maja rola w urzędzie była marginalizowana i dostawałem od burmistrza coraz mniej zadań.

Mówi pan o dramacie... Ale wyliczanka rzeczy, które wydarzyły się dla powiatu za starosty Bednarza jest długa - remonty dróg, które latami leżały odłogiem, potężne zmiany w szpitalu, ściąganie potężnych inwestorów... Starosta Bednarz ma się czym pochwalić. Co pan na to?
Burmistrz i starosta dysponują budżetem i ich obowiązkiem jest dla dobra mieszkańców ten budżet rozsądnie wydatkować. To ich praca i za nią dostają wynagrodzenie. Czy w Śremie, Jarocinie, czy Wrześni burmistrz i starosta nie budują dróg, nie ściągają inwestorów? Dzieje się tam tak samo wiele. W dodatku u nas drastycznie rośnie zadłużenie, a wykorzystanie środków unijnych jest słabe. Dramat wynika nie tyle z realizacji zadań, ale ze sposobu zarządzania gminą i powiatem. Gdybym powiedział, że będąc w poprzedniej kadencji burmistrzem zrobiłbym więcej, byłbym kłamcą, bo nikt nie jest w stanie cofnąć czasu i to udowodnić. Mogę za to powiedzieć, że wszystko to zrobiłbym spokojniej, nie niszcząc i nie dzieląc ludzi. Nie zgadzam się z formą rządzenia uprawianą przez Ziętkowskiego i Bednarza.

Startuje pan w wyborach do powiatu z deklaracją, by starostą nie został ponownie Marcin Bednarz.
Uważam, że Marcin Bednarz nie nadaje się na szefa. Zarządza powiatem w sposób despotyczny, nie licząc się z ludźmi. Jeśli zostałbym starostą, albo miałbym możliwość wpływania na nowego starostę, to z całą pewnością chciałbym kontynuacji tego, co udaje się obecnie dobrze i skutecznie robić dla mieszkańców powiatu. Wszyscy pracownicy powiatu i jego spółek w końcu mogliby odetchnąć z ulgą, bo należy się im docenienie ich ciężkiej pracy. Podziwiam ich, bo wiem jak ciężko pracuje się dla złego szefa. Oczywiście, wnikliwy audyt w atmosferze tak wielu niejasności jest konieczny. Szczególnie przyjrzałbym się bardzo mocno całej gospodarce nieruchomościami, w której uczestniczy powiat, gmina i spółki. To operacje nieprzejrzyste i niejasne, o czym wspominała nie raz dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy Aneta Kłopot-Wartecka.