Bartosz Bałażyk - Można tak powiedzieć. Zaczynałem jak stażysta, potem pracowałem w dziale sprzedaży, w 2001 roku zostałem kierownikiem tego działu. W 2013 r. zostałem powołany na członka zarządu, a w 2016 roku na wiceprezesa.
Czuł pan, że w sposób naturalny jest pan kandydatem na prezesa?
Wodociągi dały mi ścieżkę rozwoju, za co jestem bardzo wdzięczny mojej firmie. Praca w wodociągach to nie rewolucja, ale ewolucja, poprzez lata współpracy dążymy do rozwoju spółki, firmy, która wyłoniła się w latach 90. Teraz będę kontynuatorem poprzednich prezesów i ich działań. Dziś chciałbym podziękować przede wszystkim załodze za to, że razem działamy i razem będziemy dalej służyć średzkiemu społeczeństwu.
Na marginesie powiem, że jak ktoś wchodzi w branżę, to wodociągowcem zostaje na zawsze. Średnio nasi prawnicy pracują w MPECWiK już po 15 - 17 lat. Ja zacząłem tutaj pracę zaraz po liceum.
Wiele osób przyjęło pańską nominację z ulgą, gdyż nie odbyła się ona po linii politycznej, ale burmistrz postawił na sprawdzonego fachowca. Chciałem jednak zapytać, czy dla pana będzie duży przeskok z wiceprezesa na prezesa?
Dotychczasowa współpraca w zarządzie polegała na tym, że każdą decyzją dzieliliśmy się, najważniejsze pisma były wspólnym kompromisem. Wydaje się zatem, że dojdzie mi tylko reprezentacja firmy na zewnątrz. Mój poprzednik był doskonałym mówcą i będę musiał się mocno natrudzić, aby choć w części mu dorównać.
Zostaje pan prezesem w momencie wielkich inwestycji prowadzonych przez spółkę.
To prawda, ale jestem w nich od samego początku planowania. Myślę, że rada nadzorcza stawiając właśnie na mnie również to brała pod uwagę.
Ostatnie wielkie inwestycje spółka prowadziła w 1997 roku, kiedy modernizowano SUW przy ul. Kórnickiej i budowa oczyszczalni w Chwałkowie w 2002 roku. Teraz jesteśmy w połowie rozbudowy oczyszczalni, budujemy SUW w Brodowie, modernizujemy SUW przy Kórnickiej. Przybywa osiedli i firm, co oczywiście nas cieszy, ale też jest wyzwaniem dla naszej firmy.
Patrząc na waszą pracę można odnieść wrażenie, że wodociągowcem jest się 24 godziny na dobę. Prawda?
Kiedyś nie lubiłem patrzeć na prognozy pogody. Dziś traktuję je jako obowiązek, bo pogoda determinuje naszą pracę. Latem podczas upałów może spadać ciśnienie wody, jesienią po ulewach mamy większy zrzut w kanalizacji, zimą trzeba zabezpieczyć dostawy ciepła. Dlatego też wdrażamy stanowisko dyspozytora, dyżurni obserwują urządzenia 24 godziny na dobę i - czym się szczycimy - w 95 procentach interwencji działanie podejmujemy w godzinę. To wszystko zasługa załogi, które składa się z wysokiej klasy specjalistów. Obecnie w naszej firmie dochodzi do zmiany pokoleniowej. Ci, którzy przychodzili w latach 90. teraz odchodzą na emeryturę. Ale zastępują ich młodsi, których do zawodu przygotowali starsi. Dokładnie tak samo, jak było ze mną.