W sobotę, przed godziną 13:00, pani Stefania z Chociczy, w gminie Środa, została zaalarmowana przez córkę, że sąsiedzi zamurowują drzwi wejściowe do wynajmowanego przez nich mieszkania. Natychmiast wezwała policję, a patrol kazał mur rozebrać. Jak mogło dość do tej sytuacji?
Sąsiedzi, którzy mur budowali tłumaczą, że zgodnie z aktem notarialnym korytarz, gdzie są drzwi do ich mieszkania, a także mieszkania pani Stefanii, należy do nich. Mieszkanie wraz z korytarzem sprzedało im RSP Sabaszczewo, a prezes spółdzielni pozwolił im postawić murek w drzwiach.
Jak mogło dojść do takiej sprzedaży?
- Mieszkam tutaj już chyba 30 lat. Moja mama pracowała w RSP. To niewielkie mieszkanie, 42 m kw. Mieszkamy tutaj w pięć osób, każdy kąt jest wykorzystany - opowiada pani Stefania.
W 2014 roku otrzymała propozycję wykupienia mieszkania. Spółdzielnia z Sabaszczewa, która jest właścicielem domu w Chociczy, zaproponowała jej kupno z 60-procentową zniżką. - Przyjechał prezes, przedstawił ofertę, zgodziłam się, a potem nawet wpłaciłam zaliczkę - opowiada. - Ale po tygodniu prezes wrócił i powiedział, że notariusz nie zgodzi się na sprzedaż, jeśli nie dogadam się o wspólne wejście z sąsiadką. Sąsiadka jednak nie chciała wspólnego wejścia.
Wtedy, jak mówi pani Stefania, prezes Henryk Kokociński miał zaproponować, że sąsiadka - pani Agnieszka odda część swojego pokoju i w nim zrobi się wejście do mieszkania pani Stefanii. Sąsiadka mówi jednak "Średzkiej", że nigdy takiej propozycji nie składała, a złożyła ją sama pani Stefania.
Potem padła kolejna propozycja. Prezes postanowił zaproponować sprzedaż z 70-procentową zniżką, a także wykucie drzwi do mieszkania od tyłu. - Nie mogłam się na to zgodzić. Przez taką lokalizację drzwi straciłabym jeden mały pokój, który jest nam bardzo potrzebny. Byłby kłopot z centralnym ogrzewaniem. Poza tym na tyłach domu jest skarpa, nie ma żadnego utwardzonego terenu. Zimą i po opadach tonęlibyśmy w błocie - opowiada.
Po odmowie sprawa potoczyła się ekspresowo. Prezes sprzedał mieszkanie z korytarzem sąsiadce - pani Agnieszce. Mieszkanie pani Stefanii zostało praktycznie bez wyjścia na zewnątrz.
Rodzina pani Stefanii nadal korzystała z korytarza, choć formalnie nie miała do niego już prawa...
- Nie rozumiem, jak mogło dojść do takiej sprzedaży. Przecież nie udało się porozumieć w sprawie drzwi wyjściowych. Mam chorą córkę i syna. Jak mają wchodzić do domu? Przez okno? A jak będzie trzeba wezwać karetkę pogotowia albo straż pożarną, to oni też wejdą przez okno? - pyta kobieta.
Pani Stefania szuka pomocy u prawników, chce też złożyć sprawę do prokuratury.
Korytarz jest nasz
Sąsiedzi pani Stefanii - pani Agnieszka z mężem wykupili mieszkanie w październiku 2014 roku. - Spółdzielnia zaproponowała nam wykup mieszkania. Propozycja obejmowała dwie części rozdzielone korytarzem oraz sam korytarz. Zdecydowaliśmy się kupić mieszkanie - mówi. Kobieta liczyła, że mieszkanie rozdzielone korytarzem wreszcie będzie jedno, a ona nie będzie musiała martwić się ciągle otwartymi drzwiami do budynku.
Jak wyjaśnia, od samego początku informowała sąsiadkę, że zamierza zamurować drzwi do jej mieszkania, by nie mogła ona wchodzić na część, która do tej pory była korytarzem dla obu mieszkań, prowadzącym do drzwi wyjściowych, a teraz była już tylko jej własnością. - Sąsiadka miała półtora roku, aby zrobić sobie wejście do mieszkania od tyłu budynku. I nie było widać, że cokolwiek może się zmienić. Jak długo mogliśmy czekać? Przecież to jest nasza własność - mówi.
Pani Agnieszka dodaje, że działkę na sprzedaż wyznaczyli geodeci, ma ona swoją księgę wieczystą. Podczas załatwiania formalności zakupu, nigdzie nie było żadnych problemów. Jej zdaniem, notariusz także sporządził akt notarialny w dobrej wierze, gdyż sąsiadka miała mieć wejście od tyłu.
- Prezes powiedział nam w ubiegłym tygodniu, że możemy zamurować drzwi - mówi mąż pani Agnieszki. - Poinformowałem grzecznie, że będę zamurowywać. Zapytałem, co chcą zrobić z płytkami, które są na naszej części.
Kiedy zaczął murować, do pani Stefanii, która była wówczas w pracy, zadzwoniła jej córka. Powiedziała, co się dzieje. Pani Stefania wezwała policję...
Policja każe usunąć mur
7 maja o godz. 12:45 otrzymaliśmy zgłoszenie, że w Chociczy sąsiad zamurowuje drzwi wejściowe innemu mieszkańcowi. Na miejsce udał się patrol - mówi młodsza aspirant Edyta Kwietniewska, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Środzie.
Kiedy policjanci przybyli na miejsce, mur w drzwiach sięgał już 3/4 ich wysokości. - Funkcjonariusze rozmawiali z obiema stronami konfliktu, ale też stwierdzili, że sprawa nie może być załatwiona w ten sposób. Dlatego też kazali usunąć cegły - mówi rzecznik. Sąsiad dostosował się do polecenia policjantów.
Sprawą ma się teraz zająć dzielnicowy.
- Rozmawialiśmy z prezesem, który powiedział nam, że mamy się wstrzymać na trzy miesiące z budową ścianki - mówi mąż pani Agnieszki.
Zgodziłem się na zamurowanie drzwi
Henryk Kokociński, prezes RSP Sabaszczewo potwierdza, że zgodził się na zamurowanie drzwi wejściowych do mieszkania pani Stefanii. - Sprzedałem mieszkanie jej sąsiadom, wziąłem pieniądze i nie mogłem dalej blokować realizacji ich celów. To jest ich korytarz - mówi. Prezes dodaje także, że ma w spółdzielni 15 pracowników, których musi utrzymać, dlatego też sprzedaje mieszkania.
Prezes Kokociński opowiada, że oferta sprzedaży mieszkań dotyczyła obu rodzin. Na początku obie były zainteresowane, ale potem pani Stefania wycofała się. Chodziło o drzwi wejściowe. - Proponowałem jej dodatkową 10-procentową obniżkę w cenie, za którą można byłoby wykuć otwór od tyłu i zamontować drzwi, które służyłyby tylko jej rodzinie. Ale się nie zgodziła - mówi. - Chcieliśmy jako spółdzielnia sami te drzwi wykonać.
- Gdyby mieszkania były sprzedawane razem, pewnie ktoś by zobaczył, że jest błąd. Zresztą miały one być sprzedawane razem, ale jedna z lokatorek się wycofała - mówi.
Dodaje też, że jest rolnikiem i całe życie zajmuje się tą dziedziną. Ma prawo nie znać się na sprawach budowlanych, czy geodezyjnych. Dlatego wynajął firmę, która przeprowadziła inwentaryzację i dokonała podziałów oraz przygotowała dokumenty. - Zapłaciłem jej 33 tys. zł - wyjaśnia.
- Wszyscy po trochu zawinili. Ale sprzedaż szła przez instytucje, które się na tym znają i nikt nie zakwestionował tego. Sprzedaż nastąpiła przez notariusza, przeszła przez starostwo - mówi. - Miałem prawo uważać, że wszystko jest w porządku.
Jak prezes zamierza rozwiązać całą sytuację? We wtorek pani Stefania otrzymała ze spółdzielni pismo, w którym prezes wypowiedział jej w terminie trzymiesięcznym najem lokalu. Napisał, że w związku z jej rezygnacją z zakupu mieszkania w wyznaczonym terminie z 70-procentowym upustem i brakiem dobrej woli na propozycję RSP dotyczącą rozwiązania problemu komunikacyjnego, a także ze względu na nieterminowe opłacanie czynszu i zaistniałe nowe okoliczności dotyczące konfliktu z sąsiadami, co do przejścia przez korytarz i wyjścia na zewnątrz mieszkania, Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna wymawia najem lokalu. Spółdzielnia mieszkanie przeznaczy na inny cel.
"Gazecie Średzkiej" prezes sprawę wyjaśnił prościej. Skoro do mieszkania nie ma drzwi wejściowych, nie może służyć jako samodzielny lokal. I umowa musi być wypowiedziana.
Pani Stefania jest zszokowana decyzją prezesa i sposobem, w jaki zdecydował się rozwiązać całą sprawę. Czuje się ofiarą działań prezesa. Sprawą ma się zająć prawnik.
Zbigniew Król