Fotografuje pan od kilkudziesięciu lat. Czy z perspektywy czasu potrafiłby pan powiedzieć, co dała mu fotografia?
Prawdopodobnie uchroniła mnie od popadnięcia w jakąś frustrację. Być może przedłużyła mi życie. Przede wszystkim dała mi jednak kontakt z ludźmi, pozwoliła mi dać coś od siebie dla innych ludzi, jakiś prezent. To dla mnie coraz bardziej odczuwalne i satysfakcjonujące. Można powiedzieć, że jest jakaś forma spełnienia poprzez inne osoby.
Przy okazji pokazu filmu „Dziennik z podróży" i wernisażu wystawy „Plon", rozmawialiśmy w Galerii Miejskiej o relacji mistrz - uczeń. A czy słynny fotograf Tadeusz Rolke miał takiego mistrza i jakieś wzorce?
Można powiedzieć, że nie miałem indywidualnego mistrza, na którym chciałem się wzorować. Natomiast zawsze interesowały mnie informacje dotyczące kultury zachodnioeuropejskiej, którą poznawałem przez fotografię i film. To były najważniejsze rzeczy, które mnie ukształtowały, kiedy wchodziłem w zawód.
Można powiedzieć, że miałem w tamtym czasie różnych idoli i idolki, ale nie miałem kogoś jednego, kogo bym bezgranicznie uwielbiał. Nie miałem nigdy skłonności do jakiegoś fanatyzmu czy radykalizmu. Byłem pod wpływem pewnej kultury, która kiedyś zaczęła się w Grecji i w Rzymie. I potem dociągnęła do naszych czasów, wyłączając niestety naszą część Europy ze swoich wpływów.
Spotyka się pan nieustannie z młodymi ludźmi, fotografami, przyszłymi fotografami. Co im pan mówi, co radzi?
Mówię im, aby fotografia, którą robią zawierała wartości duchowe i racjonalne, równoważyła emocje i rozumu. Poza tym, jeśli chce się fotografować ludzi, trzeba mieć wysoko rozwiniętą wyższą strefę uczuciową i wrażliwość. To nie przychodzi od razu. Są ludzie, którzy mają to wrodzone, a są ci, którzy nie mają tego wcale. Ale można się tego nauczyć. Tak jak pisze Erich Fromm w swojej słynnej książce „O sztuce miłości", miłości też można się nauczyć. I można nauczyć się miłości w fotografii i potem miłości do fotografii.
Choć w świecie króluje fotografia cyfrowa, pan wybiera tradycyjną fotografię analogową i to w dodatku czarno - białą. Dlaczego?
W czasach, kiedy wchodziłem w zawód nie było oczywiście fotografii cyfrowej. A kiedy się zjawiła, to w mojej sytuacji nie była ona decydująca. Nie pracowałem ani w reklamie, ani dla kogoś, kto potrzebuje fotografii bardzo szybko. Nie żyłem z takich rzeczy, więc mogłem sobie pozwolić na to, aby spokojnie wywołać film i potem zrobić stykówkę.
Cyfra zrobiła niesamowitą rewolucję, ułatwiła życie tysiącom fotografów zawodowych. Jednak to, że ta technologia cyfrowa wcisnęła aparaty do rąk milionów ludzi i oni naciskają i robią miliardy zdjęć, na pewno nie rozwinęło ducha fotografii. Do historii fotografii przejdzie niewiele zdjęć zrobionych w sposób bezmyślny taką czy inną techniką cyfrową czy telefonem. Nie będzie tej fotografii w albumach.
W albumach i na wystawach będziemy mieli tylko fotografię analogową albo cyfrową wysokiej klasy artystów. Warto pamiętać, że analog utrzymuje się w szkołach fotograficznych, w klubach fotograficznych amatorskich czy półamatorskich, w wydawnictwach, albumach i galeriach. I nic nie wskazuje, że ma się to zmienić.
Czym jest, pańskim zdaniem, fotografia? Sztuką, czy jednak po prostu rzemiosłem, pięknym, ale jednak rzemiosłem? Pytam o to także dlatego, że wiele zdjęć robionych 20, 30, 40 lat temu jako fotografie reportażowe, dziś urasta do ikon kultury, wysokiej sztuki...
Moim zdaniem, fotografia jest i sztuką, i rzemiosłem. Produkty fotografii dokumentalnej okazują się dziełami sztuki, ale zależy to zwykle od kontekstu epoki, czasów, kiedy zostały wykonane, momentu. Czasami ktoś mnie pyta, czy jestem artystą. Odpowiadam, że nie wiem, czy jestem artystą, ale przypuszczam, że niektóre moje fotografie są dziełami sztuki.