Trzy godziny busem do Warszawy, potem niespełna pięć godzin samolotem do Astany, stolicy Kazachstanu. Następnie ponad 400 km znów busem do Tajynszy. Po drodze mijamy stepy, wielkie pola, prawie nie ma żadnych miejscowości. Największą - Kokczetaw - mijamy po 330 km. Po drodze tylko stacje benzynowe, na których można kupić napoje, i toalety, do których strach wejść.

Pełna salka Polaków w Tajynszy
Tajynsza to dziś około 11-12-tysięczna miejscowość na północy Kazachstanu. Jeszcze kilka lat temu, jak opowiada Sergiej, który tam mieszka, żyło w niej 23 - 27 tys. ludzi. Ale najpierw wyjechali Niemcy, potem rodziny innego pochodzenia, teraz Polacy. Wszyscy ci ludzie, to potomkowie wysiedleńców, który od 1936 roku zostali decyzją Stalina przesiedleni z terenów dzisiejszej Ukrainy i wielu innych rejonów zajętych przez ZSRR właśnie tutaj - na kazachski step.
Trafiali często na tereny, gdzie była studnia i nic więcej. Wokół niej budowali prowizoryczne domy. Dlatego też mają wielkie przywiązanie do własności, bo wszystko co posiadają, to efekt pracy całych pokoleń. Kiedy pytają o Polskę, chcą wiedzieć, czy mieszkania, które będą wynajmować, uda im się kiedyś wykupić. Czy też ktoś kiedyś przyjdzie i ich po prostu wyrzuci...
Na dworcu kolejowym w Tajynszy znajduje się tablica pamiątkowa: „Pamięci Polaków deportowanych w 1936 r. / Wdzięczni Kazachstanowi i narodowi kazachstańskiemu za współczucie, życzliwość i okazaną w ciężkich czasach pomoc". Tablica upamiętnia pierwszy transport Polaków do Tajynszy 24 czerwca 1936 roku. Wiele rodzin, potomków tamtych wysiedleńców, z tamtego i kolejnych transportów mieszka w tym rejonie do dzisiaj. Ilu dokładnie, tego nie wiadomo.
Aby w ogóle pojechać do Tajynszy zaproponowała Walentyna Łazarenko, średzianka od czterech lat. Walentyna pochodzi właśnie z okolic Tajynszy. Do Środy przyjechała z mężem i dziećmi. Oboje pracują. Ona pracuje w przedszkolu, ale także w ośrodku dla repatriantów. Ciągle mieszka tam jej rodzina, ojciec, bracia z rodzinami. Siostry wyjechały. W Tajynszy traktują ją jak swoją. Ufają jej.
Spotkanie na salce w kościele prowadzonym przez polskich marianów zorganizowali miejscowi Polacy. Ludmiła, która zadbała o wszystko co potrzebne, witała delegację ze Środy z wpiętą w bluzkę biało-czerwoną flagą. Witał nas polski ksiądz.
Na spotkanie przyszło około 60 - 70 osób. Nie wszystkim udało się wejść do środka. O planach Środy wobec repatriantów, o ofertach pracy, mieszkaniach, o oczekiwaniach i nadziejach mówił starosta Marcin Bednarz. Polacy z Tajynszy w większości słabo mówią po polsku, więc wszystko tłumaczyła im Walentyna Łazarenko.
A potem zaczęły się pytania. O mieszkania, pracę, sprawy formalne. Bardzo konkretnie. Odpowiadali Bartosz Wieliński - sekretarz powiatu i Marcin Nowak - naczelnik Wydziału Spraw Obywatelskich w Urzędzie Miejskim w Środzie. Później wiele pytań było do przedstawicieli Solarisa. Do Kazachstanu polecieli dyrektor średzkiego zakładu tej firmy Tomasz Barański i Anna Nowak - Pilarska - starsza specjalistka ds. HR, czyli osoba rekrutująca ludzi do pracy.
Średzka delegacja odpowiadała na wszystkie pytania. A mieszkańcy bezpośrednio wyrażali chęć wyjazdu do Polski. Już po spotkaniu w salce, podszedł mężczyzna z dwoma synami pytając o pracę. Mówił, że wszystko umie, a jak nie umie, to się nauczy. I prosił: - Zabierzcie nas stąd.
Mężczyzna mieszka w niewielkie wiosce. Został w niej jako jedyny Polak...
Tajynsza i cały rejon są bardzo biedne. Brakuje pracy, nie ma żadnych perspektyw. Polakom żyje się ciężko, także z powodu polityki państwa, które mniejszości narodowe wyrzuca na społeczny margines. Nawet ci, którzy pracują, zwykle ledwo wiążą koniec z końcem.
Polacy najbardziej martwią się o swoje dzieci. I zwykle, kiedy deklarują wyjazd do Polski. mówią właśnie o nich. O szansie, która jest dla kolejnego pokolenia.
Spotkanie w Tajynszy przyniosło natychmiastowe reakcje. Jeszcze podczas pobytu w Kazachstanie, ale także już po powrocie do Polski Bartosz Wieliński, Marcin Nowak i przede wszystkim Walentyna Łazarenko otrzymali dziesiątki smsów i mali od mieszkańców Tajynszy i okolic. Wśród nadawców były osoby obecne na spotkaniu w salce kościoła, ale także wiele takich, którzy tamtego dnia nie mogli dojechać. Pisali w smsach i mailach o swoich rodzinach, o sobie, deklarowali chęć przyjazdu do Polski, do Środy. Pisali, że chcą pracować.

Spotkanie w polskiej ambasadzie
Po spotkaniu i noclegu w Tajynszy średzianie wrócili do Astany, gdzie spotkali się z Selimem Chazbijewiczem - ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej i Anitą Staszkiewicz - konsulem RP. W ambasadzie doszło też do spotkania z przedstawicielami organizacji polonijnych w Astanie.
- Oficjalnie w Kazachstanie jest obecnie 35 tys. Polaków. Było ich dużo więcej, ale wielu już wyjechało. Polacy to głównie ludność bardzo biedna, mieszkańcy wsi, utrzymujący się głównie z rolnictwa - mówił ambasador Selim Chazbijewicz. - Słabo mówią po polsku, ale przejeżdżają tutaj nauczyciele języka polskiego i uczą.
Ambasador mówił też o sytuacji kraju, który uzyskał niepodległość 27 lat temu i teraz bardzo stawia na Kazachów i język kazachski.
Konsul Anita Staszkiewicz wyjaśniała, jak wyglądają procedury repatriacyjne, ale też opowiadała o polskich rodzinach w Kazachstanie. - Może nie mówią dobrze lub prawie wcale po polsku, ale mocno w ich świadomości są zakorzenione historie ich rodzin. Mają poczucie, że są Polakami. Jeśli chodzi o pracę, są elastyczni. Mieliśmy tutaj przykłady ludzi z wyższym wykształceniem, lekarza, który deklarował, że pójdzie w Polsce do każdej pracy, byleby stąd wyjechać - mówiła konsul Anita Staszkiewicz.
Podczas spotkania w Ambasadzie RP w Astanie starosta Marcin Bednarz opowiadał o średzkim rynku pracy, który potrzebuje pracowników, a także o działaniach Środy na rzecz repatriantów. O tej samej kwestii mówili przedstawiciele Solarisa, którzy deklarowali, że są gotowi niemalże natychmiast przyjąć do pracy kilkadziesiąt osób.
Podczas spotkania w Ambasadzie RP w Astanie ciekawy pomysł przedstawiła Katarzyna Ostrowska, wiceprezes Związku Polaków w Kazachstanie. Jej zdaniem dobrą inicjatywą byłoby utworzenie klasy branżowej dla Polaków z Kazachstanu, którzy chcieliby przyjechać na przykład do Środy i uczyć się zawodu. Byłaby to klasa dla 15-latków.
Pomysł bardzo spodobał się staroście średzkiemu, ale także przedstawicielom Solarisa.

Spotkanie z polonią w Kapszagaju
Średzka delegacja poleciała także do Ałmaty, do której z Astany jest 1200 km, a następnie pojechała do oddalonego o około 80 km Kapszagaju na spotkanie z Polonią w przyparafialnym przytułku dla sierot społecznych przy parafii katolickiej. To jedyny taki sierociniec w Kazachstanie. Przyjmuje on dzieci różnych wyznań.
Obecnie prowadzi go pochodzący z Bydgoszczy ks. Artur Zaraś. Dom dla sierot, a także dom rekolekcyjny robią niesamowite wrażenie. Ale historie dzieci, trafiających do sierocińca są bardzo trudne.
Spotkanie z Polakami było ze względów czasowych krótkie. Bartosz Wieliński opowiadał o Środzie i możliwościach dla repatriantów. A Polacy deklarowali, że chcą do Polski. Choć wielu z nich ma różne obawy.

Różne drogi repatriacji
Przyjazd repatriantów do Polski jest możliwy poprzez dwa rozwiązania. Jedno to ośrodek adaptacyjny dla repatriantów, który powstał na początku czerwca w Środzie (drugi działa w Pułtusku). Repatrianci mogą w nim mieszkać 3 lub 6 miesięcy. Ale mogą też go opuścić wcześniej i rozpocząć nowe życie. Repatriant po ośrodku może liczyć na pomoc państwa polskiego w wysokości 25 tys. zł na osobę i dodatkowo 25 tys. zł na rodzinę. Pieniądze te mogą być spożytkowane tylko na kupno lub wynajem mieszkania. Repatrianci w tej sytuacji sami szukają mieszkania.
Druga droga to zaproszenie repatrianta przez gminę. Osoba taka otrzymuje rodzaj gwarancji, że gmina zapewni mu mieszkanie komunalne i jest dla niego praca. Nie dostaje już pomocy państwa w wysokości 25 tys. zł. Gmina występuje do państwa o środki na zakup mieszkania, które staje sie mieniem komunalnym. Repatriant płaci gminie czynsz.
Środa chciałaby w tym roku przyjąć 18 rodzin repatriantów. Na razie miasto uzyskało gwarancje ministerstwa, że otrzyma pieniądze na zakup mieszkań dla pięciu rodzin. Mieszkania staną się lokalami komunalnymi, a repatrianci będą je wynajmować. Zapewne na początku sierpnia umowę w tej sprawie burmistrz Wojciech Ziętkowski podpisze z wojewodą. Wtedy będzie mogła ruszyć procedura pozyskania przez gminę mieszkań.
Średzki samorząd liczy jednak, że mieszkań będzie zdecydowanie więcej. Nawet 70. Oczywiście jeśli znajdzie się tyle rodzin repatriantów gotowych zamieszkać w Środzie, a rząd przekaże pieniądze na zakup dla nich mieszkań. Pewne jest natomiast, że nie zabraknie dla nich pracy.
Zbigniew Król