Manifestacje solidarności z Elizą Rzun przyciągały w ostatnim czasie największe rzesze ludzi. Wsparcie przychodziło także z wielu miejsc w Polsce, a także w Europie. Wsparcie matki, której w wyniku wyroku sądowego i jej decyzji, by nie wracać do Włoch, przymusowo została odebrana 6-letnia córka, było ogromne. Ponad 7 tys. osób, zwykle drobnymi kwotami, wsparło zbiórkę pieniężną, której celem jest zapewnienie jej pomocy prawnej na terenie Włoch. Mnóstwo ludzi przychodziło na pikiety, wiele osób pisało do niej bezpośrednio. Ale trzeba też mieć świadomość, że tego rodzaju akcje, jak i wzburzenie, słabną i prawdopodobnie za niedługi czas tego wsparcia już nie będzie. A na pewno nie będzie w takiej skali, a Eliza Rzun może zostać ze swoją walką sama.
Pisałem na początku o poszanowaniu innych. Bo w dorosłym, mądrym i demokratycznym społeczeństwie trzeba też umieć powiedzieć, że hejt jest czymś złym, a nawoływanie do nienawiści, czynienia komuś szkody, hasła wzywające do spalenia kogoś lub czegoś, to działania przestępcze, które nie mogą być akceptowane. A niestety takie padały. Emocje nie są w tym przypadku dobrym doradcą, choć wzburzenie jest całkiem uzasadnione. Hejt może dotykać teraz całe grupy zawodowe i prowadzić z jednej strony do nieufności wobec osób, których praca opiera się w dużej mierze na zaufaniu społecznym. Z drugiej - osoby takie mogą nie chcieć wykonywać pewnych zadań obawiając się czyichś reakcji i ataków. Nikt nie chce obawiać się o bezpieczeństwo najbliższych, o swój dom. Myślę, że nikt z nas nie chciałby, aby ludzie wypełniający swoje obowiązki wynikające z przepisów prawa, nie wykonywali ich z obawy przed czyjąś reakcją. Jeśli wykonali je źle, niezgodnie z prawem, niech zajmą się tym odpowiednie instytucje, a nie ulica.
Na niedzielnej pikiecie w obronie obecności Polski w Unii Europejskiej padały słowa o konieczności rozmawiania, przekonywania. Dla nas mieszkańców małych miast i wsi ważne jest, abyśmy właśnie ze sobą rozmawiali.
Zbigniew Król